PK25 - róg ogrodzenia

Pochmurny sobotni poranek 2 marca 2024. Do Kuklówki Zarzecznej przyjeżdżam tuż przed 9 godziną. Jestem spóźniony, ale na Prymulku jest indywidualny start, więc to nie problem, a nawet mi się to podoba, że można wystartować od dowolnej porze. Limit czasu do 20:00.

Jeszcze jadąc samochodem zdałem sobie sprawę, że nie wziąłem kompasu. Niezwykłym szczęściem pożyczyłem profesjonalny kompas kciukowy na parkingu pod kościołem. Nie, nie od księdza, ale od innego zawodnika. Tomka - zawodnika trasy TP25 (Trasa Piesza 25 km).

Wystartowałem o 8:54, a w zasadzie mój czas wtedy zaczął się liczyć. Jeszcze w bazie analizuję mapę i dopiero po 9 wybiegam z bazy. Baza znajduje się w małym ciasnym pomieszczeniu remizy Ochotniczej Straży Pożarnej. Z analizy mapy wynika, że rzeka rozdziela dwa obszary z punktami. Są dwa sensowne przejścia: most przy PK13 (Punkt Kontrolny 13) i grobla przy PK10. Ewidentnie widać, że organizatorzy chcieli wskazać te miejsca do przekraczania rzeki. Po prostu inne przejścia nie mają sensu. Baza i niewielka grupa punktów są po wschodniej stronie rzeki, a po zachodniej jest znaczna większość punktów i więcej opcji wyboru wariantu trasy np.: z 35 na 16 czy 18; z 20 na 22 czy 15; z 22 na 15 czy 24; z 28 na 2 czy 29 i jeszcze więcej pytań. Na początek pytanie od czego zacząć? Od 1, 12 czy może od 5? Na mapie wykreślona jest ulica, czyli nie wolno poruszać się nią, a przekraczanie tylko w zaznaczonych miejscach. Zakreślone tereny leśne oznaczają, że nie wolno wchodzić na te obszary. Powoli rysuje mi się plan w głowie.

2024 Prymulek TP50 mapa

Na północ, przez rzekę, na zachód przez wioski do lasu na południowym zachodzie. Zgarniam punkty z lasu i wracam na wschód. Powrót do środka mapy, rzeka i wschodnia grupa punktów. Szczegóły opracuję w drodze. Zaczynam od najbliższego, czyli PK1.

Jest 9:05 włączam rejestrowanie śladu i wybiegam. Ulica, skrzyżowanie, biegnę w kierunku cmentarza. Cmentarz ogrodzony, ale na szczęście ogrodzenie jest niekompletne. Za cmentarzem jest prowizorka ogrodzenia, więc wybiegam z tyłu i już kieruję się do lasku (to w zasadzie wyrośnięty młodnik). Aż 17 z 35 punktów ma rozświetlenia i większość rozświetleń oparta jest o zdjęcia satelitarne w tym też PK1. Na rozświetleniu widać, że punkt stoi w wyrośniętym młodniku, czyli takim lasku gęsto obsadzonym drzewkami przez leśników jakieś 30 lat temu. Teraz są to gęste i wysokie na jakieś 10 metrów drzewa. Teren bardzo trudny do przejścia, ale czasami zdarzają się miejsca w których drzewka nie wyrosły lub zostały wycięte. Trzeba tylko odpowiednio trafić. Udaje mi się to za pierwszym razem. Chwila moment i pierwszy punkt zdobyty. Dziurkuję kartę w miejscu PK1 perforatorem przyczepionym do lampionu.

Na drodze mijam się z innymi zawodnikami, którzy wbiegają gdzieś w lasek. Ja kieruję się do ulicy aby nią podążać na PK12. Zdejmuję kurtkę (przeciw-deszczówkę) i przypinam elastycznym sznurkiem do mojego małego plecaka, którego znaczną część zajmuje bukłak z wodą. Poza tym mam latarkę (czołówkę), folię NRC, a w przednich kieszonkach tylko 3 batoniki, 1 duży mus owocowy, smartfon i chusteczki.

Wzdłuż ulicy jest chodnik, a nawet ścieżka rowerowa, więc biegnę. Po chwili coś mi dynda z tyłu – to przeciw-deszczówka próbuje wypaść. Znowu zatrzymuję się i tracę cenny czas na poprawne spakowanie się – tym razem kurtka ląduje wciśnięta do środka plecaka (wolę nie zgubić jej, bo w kieszeni są kluczyki od Mercedesa). Biegnę dalej. Rozwidlenie a na początku lasu po lewej stronie będzie PK12. Już na samym początku dociera do mnie to, że dawno nie biegałem z tak starą mapą. Zielony obszar na mapie oznacza las, a biały ogólnie otwartą przestrzeń. Skala mapy też jest nietypowa, 1:31 000 oznacza, że jeden cm na mapie to 310 m w terenie, czyli moja podziałka na kompasie długa na 3 cm w przybliżeniu będzie wyznaczała mi 1 km. Tyle właśnie mam do początku lasu (początku zielonego). Tylko że wszystko wokół wydaje się lasem – dość wysokie drzewa liściaste i mnóstwo krzaków. Co jakiś czas trafiają się zabudowania. Jednak po około kilometrze widzę różnicę. Wysokie gęsto porośnięte sosny odróżniają się od dziko wyrosłych drzew liściastych. Za ogrodzeniem nowej budowy jakiegoś domku wchodzę w las i szukam szałasu w dole – nic prostszego. Przecież wszyscy wiemy jak wygląda szałas i jak wygląda dół. Poza tym na mapie zaznaczone są skarpy, które tworzą długi na kilkaset metrów dół, więc trzeba iść wzdłuż niego i znaleźć szałas. Jakie było moje zaskoczenie gdy zobaczyłem taki szałas w dole.

PK12 - szałas w dole

Podbijam PK12 i kieruję się na most i PK13. Las, ścieżka, ulica, most i jestem. Mapa o niedużej skali ma tą zaletę, że sprawia wrażenie szybkiego przemieszczania się do kolejnego oddalonego punktu, natomiast na mapie w skali 1:50 000 droga często strasznie się dłuży. Punktów na mapie jest całkiem sporo, więc poza dwoma wyjątkami nie ma długich przelotów. Dużo punktów oznacza też, że trzeba się spieszyć, bo znalezienie i podbicie każdego punktu pochłania trochę czasu. W każdym razie liczę na to, że przed zmrokiem (około 17 godz) zdążę.

Za mostem wchodzę w krzaki i na zakolu rzeki szukam ruin młyna. Patrzę na rzekę i nagle orientuję się, że stoję na grobli. Patrzę na mapę – jest wyraźna grobla, a punkt zaznaczony jest właśnie na niej. Odwracam się w prawo i widzę wysokie betonowe fundamenty dawnego młyna, a w nich lampion. Z trudem przedzieram się przez krzaki do wnętrza ruin aby podbić PK13.

Wychodzę do drogi i biegnę ulicami na PK35. Skręcam w lewo i biegnę sobie analizując co jakiś czas mapę i rozglądając się w poszukiwaniu lasów zaznaczonych na mapie. Jest tak dużo różnych krzaczowiski, że nie wiem czy to jest las zaznaczony na mapie kolorem zielonym, czy jeszcze otwarty teren zaznaczony na biało na mapie. Biegnę oczekując zakrętu ulicy w prawo, a ulica jednak zakręca w lewo. Ups, gdzie ja jestem? Z prawej strony dochodzi polna droga. Łąka i pagórek przede mną. Naprawdę jestem tuż przed punktem? Nie mogę uwierzyć. Wydaje mi się, że punkt jest wprost przede mną - za tą łąką na pagórku. Idę jeszcze wzdłuż drogi i dokładnie analizuję mapę i otocznie. Wiele rzeczy zgadza się: poziomice wskazują pagórek, z lewej strony drogi zaznaczone są gospodarstwa domowe. Widzę stare wiejskie gospodarstwa oddalone trochę od drogi. Tylko ten mokry teren nie zachęca mnie do błądzenia w nim w poszukiwaniu oczka wodnego. Już tęsknię za grupowymi startami, gdzie widziałbym innych zawodników podążających na punkt i przynajmniej nie błądziłbym sam. Teraz jestem zupełnie sam i mam wątpliwości czy w ogóle tam jest mój punkt.

Dobiegam do rowu wypełnionego wodą po brzegi. Dostrzegam na mapie kilka bardzo delikatnych ledwo widocznych kresek, które oznaczają właśnie ten rów szeroki na ponad 2 metry – nie przeskoczę go. Na szczęście kończy się. Ostatnio jest wiele deszczowych dni, więc wszędzie jest dużo wody. Łąki zalane, drogi zalane i błotniste, a rowy, strumyki, rzeczki wylewają się po brzegi i nawet w suchych dołach jest woda (no może bez przesady).

Przedzieram się przez krzaki w lesie i rozglądam się. To nie jest ten sosnowy las o suchym piaszczystym podłożu, tylko taki zakrzaczony z brzozami i wierzbami, mokradła, oczka wodne i kolczaste rośliny, ale punktu brak.

szukanie punktu na mokradłach

Chyba się zgubiłem, więc kieruję się na południe aby sprawdzić czy dojdę do drogi. Słyszę w oddali czyjeś głosy, a potem dźwięki jakie wydają siekiery ścinające drzewo. Zawracam. Mnóstwo ostrężyn podnoszę wysoko nogi, ale i tak kolce wbijają mi się w łydki i uda. Gdzieś mi mignęło coś czerwonego. Tak! Dostrzegam lampion powieszony nisko przy oczku wodnym. Mam PK 35. To dość trudny punkt, bo nie ma za bardzo od czego się namierzyć a w okolicy jest dużo chaszczy z kolczastą roślinnością.

Idę na południe. Mijam drzewo z wbitymi weń dwiema siekierami. Dalej już jest trochę wydeptane. Wychodzę do drogi, a tam trzech chłopa w tym jeden z siekierą. Nie wydają się mną zaskoczeni.

- Dzień dobry.

- Dzień dobry – wtórują drwale amatorzy.

- Czy ktoś już tędy przechodził? - pytam.

- Tak, tam pobiegli – jeden z drwali pokazuje na zachód.

- A dużo ich było?

- Tak ze dwudziestu.

Nie spodziewałem się, że aż tyle osób już tędy przeszło. Czy to znaczy, że wszyscy są przede mną, a ja jestem może ostatni? Biegnę.

Skrzyżowanie i w lewo. Już widzę ulicę – świetnie! Hm, trochę się nie zgadza, ale co tam. Na mapie długa prosta ulica przez Budy Józefowskie, a ja dobiegłem do podwójnego zakrętu ulicy. Może nie ma tego zakrętu na mapie, ale ja wiem, że muszę biec w prawo i szukać skrzyżowania ulicy dochodzącej z lewej. Biegnę! Biegnę. Nie ma. Biegnę. Rozglądam się. Nie ma. Las – tam będzie. Biegnę. Minąłem las. Rozglądam się. Nie ma. Gdzie ja w ogóle jestem!? Nic mi nie pasuje. Stoję i myślę. Rozglądam się. Tabliczka z adresem przy jakimś nowo postawionym domu – Budy Michałowskie. A niech to #@&*^! Zawracam, bo już widzę na mapie jak bardzo źle pobiegłem. Mijam miejsce, w którym wybiegłem na ulicę. Mijam zakręt i drugi zakręt. Już widzę nazwę miejscowości Budy Józefowskie i drogę od południa, czyli tą ulicę, którą szukałem.

Idę wzdłuż kanału do rozwidlenia. Jestem pewien, że będę musiał przejść na drugą stronę, bo z tamtej strony jest kanał dochodzący. Oczywiście pełno wody – nie przeskoczę. Rozglądam się, nagle metr ode mnie widzę na ziemi lampion. Mam PK 18. Na tych zawodach nie dość, że lampiony są dość dobrze ukryte, to jeszcze są mniejsze niż standardowo spotykane w wielu pozostałych zawodach. Te są to przestrzenne lampiony o długości boku tylko 15 cm, zamiast 30 cm tak, jak zazwyczaj na innych zawodach.

Wychodzę na drogę i biegnę na południe, potem zachód. Przechodzę drogą przez rozlewiska z pływającymi śmieciami. W lasach jest mnóstwo śmieci. Butelki teraz są doskonale widoczne. Pojawiają się we wszelkich miejscach, gdzie zbiera się woda. Ponieważ powietrze zawarte w butelkach powoduje, że są wypychane spod liści i patyków na powierzchnię.

Droga, która miała zaprowadzić mnie w pobliże punktu, istnieje tylko na mapie. Idąc zarastającymi łąkami dotarłem nad rozlewisko. Nie widać żadnej kładki. Rozglądam się w prawo i w lewo, ale nie da się przejść. Nie chcę moczyć butów. Jak najdłużej chcę zachować suche stopy, bo jeszcze wiele kilometrów przede mną. Mokre buty oznaczają odciski na stopach. Nie widzę innego wyjścia i chyba muszę przejść przez wodę. Zaraz! Tu leży pień. Pewnie jest spróchniały, ale spróbuję po nim przejść. Biorę kijek i krok za krokiem udaje mi się przejść. Jednak nie był tak spróchniały, jak sądziłem.

przejscie przez rozlewisko po kłodzie

Przedzieram się przez krzaki i wychodzę na łąkę. Teren jest przekładanką pasów łąk i lasów. Ogrodzenie. Za ogrodzeniem duży kontrast. Krótko skoszona trawa, wiata, ławeczka trzech gości i pies biegnie w moją stronę. Na szczęście jest za ogrodzeniem, bo wygląda na takiego co chciałby rzucić mi się do gardła. Ktoś kupił sobie działkę, ogrodził i wypuszcza na niej psa niebezpiecznej rasy.

Udaje mi się dotrzeć do drogi. Dalej idzie znacznie szybciej. Docieram do wąskiego rowu, a idąc przez leśne patyki wzdłuż niego dochodzę do drogi, na końcu której z dala widzę lampion. Na błotnistej drodze mnóstwo śladów butów biegowych. Widać, że już wiele osób było tu. Podbijam PK 14 opisany „rozwidlenie rowów” i wracam drogą zamiast znowu przedzierać się przez patyki. Mijam się z innymi zawodnikami i podpowiadam im drogę do punktu.

Biegnę przez miejscowość Stare Budy Radziejowskie. Następny mój punkt, to PK20 „chrustowy kopczyk”. Na szczęście mam "ROZŚWIETLENIA".

Prymulek TP50 mapa rozświetlenia

Na ortofotomapie widać punkt zaznaczony gdzieś na skraju łąki pomiędzy sosnami. Z daleka dostrzegam kopczyk z gałęzi i innego zawodnika kierującego się na ten sam kopczyk. Doganiam. Jacek!

Jacek Balana na zawodach Prymulek

Jacek trochę pobłądził i przez to udało mi się dogonić go. Podbijamy PK20 – łatwo poszło. Rozdzielamy się, ale po chwili znowu doganiam Jacka. Poszedłem nieoptymalną drogą. Prześcigam Jacka, ale za zakrętem drogi, ten znowu mnie dogania, więc idziemy razem.

Podlasie - kierunek do PK22

Planowałem kierować się na PK15, ale że nie ma dogodnej drogi, to zmieniam zdanie i idziemy razem na PK22. W miejscu gdzie ulica odbija na zachód my idziemy polną drogą na południe. Przechodzimy obok starego gospodarstwa, z którego wyskakuje na nas pies. Nieduży burek, a ujada jakby chciał nas rozszarpać. Oczywiście próbuje zaatakować od tyłu, ale Jacek odwraca się do niego i spokojnym głosem mówi „no idź sobie już”, a burek jak na rozkaz ucieka za dziurawy płot i szczeka już tylko zza płotu. Widać, że kolega jest obeznany w postępowaniu z przydomowymi burkami.

Kierujemy się do lasu. Wszędzie mnóstwo wody. Manewrujemy pomiędzy kałużami i przedzieramy się przez krzaki, trochę przez nieużytki. Przechodzimy przez kanał z wodą. Idziemy zarośniętą przecinką na południe. Trzeba uważać na koleiny i ostrężyny zarastające już prawie całą drogę. Po prawej i po lewej gęsto chaszczy i ogólnie mokro. Co mnie nakłoniło aby się tam wbijać i próbować skrótu? Nie wiem. Ale po chwili wycofuję się do tej zarośniętej przecinki, a nią docieram już do głównej drogi. Chwilę potem Jacek też wychodzi z tego zarośniętego lasu na drogę. Przyglądam się rozjaśnieniu na ortofotomapie, ale Jacek dostrzega już lampion „Tam jest”. Kierujemy się skrajem młodnika na PK22, który jest na granicy kultur.

Rozdzielamy się. Jacek na PK24, a ja na PK15. Przede mną około 1 km na wschód solidną prostą przecinką, więc gnam. Staram się liczyć drogi poprzeczne i mierzyć odległość. Jednak coś mi nie wychodzi, mijam miejsce gdzie powinienem wejść w las po punkt i docieram do skraju lasu z polanami. Pobiegłem za daleko. Widziałem zawodników na przecince poprzecznej. Widziałem strumień (może to był rów), który prowadził na punkt, nawet zatrzymałem się tam, ale w głowie ubzdurałem sobie, że jeszcze za wcześnie. No i mam za swoje. Wracam. Zawodnicy, którzy byli za mną, teraz są przede mną – właśnie wychodzą z punktu. Kieruję się przez las na południe i przy zwalonym drzewie przy rowie dostrzegam lampion. Podbijam PK15.

Nie wracam się do tej samej drogi tak, jak większość zawodników, tylko przedzieram się dalej przez las na południe i zachód. Dzięki temu o kilkanaście metrów wyprzedzam trójkę zawodników z psem. Dalej biegnę do przecinki poprzecznej i na zachód. Bez problemu odnajduję PK 23, który jest w dole. Na rozjaśnieniu jest cieniowanie terenu – to taki rodzaj mapy, który pokazuje ukształtowanie terenu poprzez ciemniejsze i jaśniejsze obszary symulując promienie słoneczne padające na nierówny teren (to te szare kwadraty na rozświetleniu). Podbijam PK23 i szybko zasuwam na zachód na mój kolejny punkt.

Przecinka, szlak, droga, granica kultur, młodnik, dorodne drzewo – jest lampion. Podbijam PK24. Na południe – znowu udaje się iść przecinką i po chwili jestem w pobliżu PK25. Kieruję się rozświetleniem ortofotomapy. Szukam lampionu na rogu ogrodzenia młodnika w lesie. Przy czym na zdjęciu widać 4 całe takie ogrodzone młodniki i kawałek piątego. Przechodzę pomiędzy ogrodzeniami by dojść do właściwego rogu, ale nie widzę lampionu. Może to jednak to poprzednie ogrodzenie, więc cofam się na zachód. Tu też nie ma. Nagle dostrzegam mój błąd – trzymałem rozświetlenie na odwrót, a właściwie to nie odwróciłem go odpowiednio z kierunkiem poruszania się. Zawsze, jak biegnę czy idę, obracam mapę w kierunku poruszania się. Czyli północ mapy ustawiam zgodnie z północą rzeczywistą wyznaczoną przez kompas. Dzięki temu łatwiej nawiguje się. Tym razem mam dwie mapy i zapomniałem obrócić kartki z rozświetleniami. Obracam odpowiednio rozświetlenia, znowu zawracam, ale po chwili dostrzegam lampion przywieszony przy płocie (zdjęcie na samej górze). Okazuje się, że gdybym wcześniej dokładniej się rozejrzał to zaoszczędziłbym kilka minut. Podbijam PK 25.

pierwsze oznaki wiosny

Jestem głodny. Zajadam musa owocowego i kieruję się na zachód do skraju lasu. Namierzam drogę na południowy zachód wiodącą skrajem lasu, a dokładniej skrajem zielonego, bo wszędzie rosną drzewa z tą różnicą, że z prawej strony mijam na przemian różnej wysokości młodniki, gęstwiny i zarastające łąki. Po chwili dochodzę do zakręcającej drogi, po obu stronach której ułożone są stosy drewna z wycinki. Droga zniszczona przez ciężkie pojazdy prowadzące wycinkę. To przypomina mi, że wszystkie lasy są tylko plantacją drzew. Większość tego obszaru jak i całego „obszaru leśnego” Polski przeznaczona jest pod wycinkę.

rozjeżdżona droga i wycinka

Docieram do linii wysokiego napięcia, która jest kluczowym wyznacznikiem pozycji w tej chwili. Olbrzymie słupy i szeroki długi prosty pas pozbawiony drzew trudno przeoczyć. Na mapie oznaczony jest linią z kropką i strzałkami. Punkt jest gdzieś w dole na skraju zielonego i białego – czyli w lesie. Zauważam dół a w nim butelki z wodą. Basia (organizatorka) mówiła, że tu będzie punkt z wodą.

PK26 w wielkim dole

Zbiegam po stromym piaszczystym zboczu. Nie brakuje mi wody, więc tylko podbijam kartę (PK26) i szukam łatwiejszego wyjścia z ogromnego dołu. Znowu trafiam na śmieci – pozostawione opony samochodowe, niebieskie zbiorniki i inne drobne śmieci. Jak to się dzieje, że ludzie wyrzucają takie rzeczy do lasu? Kto tak czyni? Co trzeba zrobić aby to się skończyło? Kto zna odpowiedzi na te pytania?

stare opony wyrzucone do lasu

Zniesmaczony opuszczam to śmietnisko i ruszam po krańcowy punkt z mapy. Punkt, po którym już będę coraz bliżej bazy. Punkt motywujący do przyspieszenia. Może pozwolę sobie na zjedzenie batonika – cały czas jestem głodny, ale mam bardzo mało prowiantu, a raczej nie liczę na znalezienie sklepu po drodze. W każdym razie linia energetyczna ma mnie zaprowadzić w pobliże PK11, gdzie przy pomniku będzie lampion. Szybko dobiegam do ulicy przecinającej moją trasę. Zjadam batonika. Za ulicą wzdłuż linii energetycznej jest droga – da się biec. Nie jest to takie oczywiste. Z wielu innych zawodów pamiętam, że pod drutami linii energetycznych nie dawało się iść. Powodem było wycinanie krzaków i pozostawione ostre patyki wystające z ziemi na długość do 30 cm częściowo już porośnięte ostrężynami i inną czepliwą roślinnością, które łapały za buty i chciały nabić człowieka na te zaostrzone paliki. Tym razem mogę biec na mój krańcowy punkt. W oddali widzę dwóch zawodników idących przecinką. Wracają z punktu. Ja dobiegam do tej drogi i skręcam w prawo, na drogę, na której widziałem zawodników. Docieram do skrzyżowania dróg, za którym powinien być pomnik.

Hm... Dziwne to miejsce na pomnik. Pomniki stawiane były przy traktach, a tu tylko mnóstwo krzaków. Na mapie zielono, ale lasu już tu nie ma. Część terenu zajęta jest pod młodnik, ale za młodnikiem na zarastającej łące powinien być pomnik. Przechodzę całą tą łączkę i docieram już do doliny z rzeczką, a pomnika nie widzę. Piękna szeroka dolinka rzeki rozciąga się na prawo i na lewo. Od rzeki prowadzi ścieżka bobrów. Myślę, że musiałem przejść obok pomnika, więc zawracam i rozglądam się. To powinno być gdzieś tutaj. Jest kilka krzaczowisk, czyli pomnik powinien być w krzakach, tylko w których? Nigdzie nie zauważyłem ścieżki, a nie możliwe aby inni doszli do pomnika i nie wydeptali ścieżki. Próbuję wbić się w jedną z gęstwin – nic z tego. Wychodzę na drogę. Idę drogą na wschód w celu upewnienia się, że jestem we właściwym miejscu. Olbrzymie słupy linii energetycznej widoczne z daleka – czyli jestem we właściwym miejscu. Wracam i od skrzyżowania kieruję się na południe. Znów docieram do doliny rzeczki. Wszystko zgadza się z mapą. Przyglądam się chaszczom, tu chyba jest ścieżka. Wchodzę w chaszcze. Pomnika nie ma a ja utknąłem otoczony przez wysokie do pasa kolczaste rośliny: dzika róża, maliny i ostrężyny – nie wiem jakie. To nie ma znaczenia. Nie wiem jak się stąd wydostać. Zahaczam. Kolce wbijają się w uda, Jeden łamie się i wpadają do buta. Kłuje. Mam już dość. Krążę tu już dobrych kilka minut i nie mam pomysłu dlaczego nie mogę znaleźć pomnika, który zaznaczony jest na mapie. Teren doskonale pasuje do opisu na mapie więc jestem przekonany, że znajduję się we właściwym miejscu, tylko pomnika i punktu brakuje. Poddaję się. Wpisałbym BPK (Brak Punktu Kontrolnego) do karty, ale zapomniałem długopisu. W zasadzie powinienem wpisać „Brak Pomnika”. Robię zdjęcie i wycofuję się na drogę. Na poszukiwaniach straciłem około 20 minut. Nie spieszę się. Brak podbitego punktu jest trochę demotywujący. Odchodzę upewniając się, że nie popełniłem gdzieś jakiegoś głupiego błędu. Idę na wschód. Mijam linię energetyczną. Sprawdzam kierunki – wszystko się zgadza - szukałem we właściwym miejscu.

dolina rzeczki

Wojciech Zając szuka PK11

obszar leśny w Polsce

Trzeba koncentrować się na następnym punkcie. Nic tu nie wymyślę. Przyspieszam. Biegnę na wschód. Nagle ktoś biegnie z naprzeciwka. Ledwo poznaję – Krzysztof Lisak. Od razu mówię, że nie znalazłem PK11. Zatrzymujemy się. Krzysiek patrzy cały czas w mapę. Wiem, że jest bardzo dobrym zawodnikiem, w zasadzie jest faworytem w tych zawodach, więc nie wyjaśniam wiele:

- Teren się zgadza, linia energetyczna, przecinki, rzeka, ale pomnika nie znalazłem. Może jest gdzieś w krzakach. Nie wiem.

Po chwili znów biegniemy każdy w swoją stronę. Ja skręcam na północ do ulicy. Za ulicą znajduje się obszar zakazany, na który nie można wchodzić, więc szukam przecinki, którą można się poruszać. Nigdzie nie widzę, więc biegnę wzdłuż ulicy na wschód. W końcu znajduję drogę leśną odchodzącą na północ od ulicy. Kierunek drogi jest północno zachodni, więc dobiegłem na skraj obszaru zakazanego. Nie jest to optymalna droga, ale w obecnej sytuacji strata około minuty nie ma znaczenia.

Z późniejszej analizy śladu i mapy, wynika, że byłem bardzo blisko szukanej przeze mnie przecinki, ale tuż przed ulicą odbiłem w prawo i o włos minąłem się z celem. Lekko pagórkowaty teren nie ułatwiał rozeznania.

Nie jest źle. Trochę nadłożyłem, ale najważniejsze że mogę biec na kolejny punkt. Zrobiłem już ponad 30 km. Minęło już 5 godzin od startu, czyli jest po 14 godz, a ja nie mam nawet połowy punktów zebranych. Do zebrania mam jeszcze punkty ze wschodniej strony rzeki. Już wiem, że nie zdążę przed zmrokiem. Limit czasu jest do 20:00. Może uda mi się zebrać komplet punktów.

Biegnę. Idzie sprawnie. Przed sobą widzę dwóch zawodników biegnących w moją stronę. Szybka wymiana zdań gdy się mijamy:

- Biegniecie na jedenastkę?

- Tak.

- Nie znalazłem pomnika.

- Ha ha ha!

Pierwszy z nich tylko zaśmiał się, nawet nie podziękował za cenną informację. Gdyby mnie ktoś ostrzegł, że przeczesał teren i nie znalazł punktu, to straciłbym o wiele mniej czasu na szukanie.

pomnik

Domki letniskowe. Ogrodzone domki letniskowe w lesie dobrze identyfikują teren. Chociaż punkt stoi przy ogrodzeniu niewielkiego terenu ujęcia wody, to znajduję go sprawnie. Podbijam PK21 i kieruję się na wschód. Mijam pomnik poświęcony żołnierzom Armii Krajowej. Przebiegam wzdłuż ogrodzonych działek letniskowych. Dobiegam do drugiego krańca tych działek i nadal chcę biec na wschód, ale muszę znaleźć drogę. Nagle pojawia się pies. Biegnie do mnie merdając ogonem. Dziabnie, czy nie dziabnie. Zatrzymuję się. Rudo łaciaty pies nie słucha się wołających go właścicieli. Wyciągam rękę i pozwalam się obwąchać. Z doświadczenia wiem, że to najlepszy sposób by piesek poszedł sobie. Powoli ruszam widząc, że ten oddala się i wraca do wołających go właścicieli. Tak więc nadal szukam mojej drogi na wschód. Na tym skrzyżowaniu jej nie ma. Przy następnym jest jakiś niewielki wał, ale nie widzę drogi, a las trochę zakrzaczony. Idę jeszcze do następnego skrzyżowania w nadziei, że nie będę musiał przedzierać się przez gęstwiny, ale gdy docieram, nadzieja pryska.

Przedzieram się przez las. Przechodzę przez wyrośnięty młodnik. Wysokie, choć suche i trawy powodują, że nie widzę na co nastaję. Czasami zaczepiam nogą o kłujące kłącza roślin, a innym razem potykam się o próchniejącą kłodę, a przede mną mnóstwo ciasno rosnących świerków. Po krótkim przedzieraniu się natrafiam na pozostałości dawnej drogi, więc nie muszę przedzierać się przez świerki. Dochodzę do używanej drogi. Kierunek południowy wschód – zgadza się. Już jestem blisko następnego punktu. Znów idę na skróty i mam za swoje. Przedzieram się przez gęste drzewa i patyki. Dostaję kilka razy patykami po twarzy. Trzeba było obiec ten niewielki trójkąt lasu drogami.

Według rozświetlenia PK30 „róg wycinki” znajduje się gdzieś za młodnikiem, więc idę przez las wzdłuż ogrodzenia i po czasie dostrzegam lampion wiszący na rogu płotu kolejnego młodnika. Podbijam PK30.

Jestem głodny. Zajadam batonika i wydostaję się na wschód do drogi. Przede mną niewielka wiata turystyczna, wygasłe palenisko, a na stole pozostawione dwie butelki z resztkami wody i koli, jakby ktoś miał przyjść i to dopić. Obok wiaty cały wielki czarny wór na śmieci wypełniony pustymi puszkami. Mnóstwo niezgniecionych puszek Żywiec, Redbull i innych śmieci pozostawiony w lesie. Czy jakaś śmieciarka przyjedzie i zabierze to do recyklingu? Obawiam się, za kilka dni to wszystko będzie fruwać po okolicy niesione przez wiatr i dzikie zwierzęta.

wiata w lesie

Przede mną znowu zakreskowany (czyli zakazany) obszar, ale mogę przejść drogami. Gdy docieram do granicy tego obszaru od razu rozpoznaję zielone kreski na drzewach oznaczające rezerwat przyrody. W oddali widzę czerwoną tablicę „Rezerwat Dąbrowa Radziejowska”. Granica rezerwatu oznaczona jest co jakiś czas zieloną poziomą kreską na drzewie, taką na około pół obwodu drzewa. W wielu miejscach są słabo widoczne, bo rzadko odświeżane, ale tutaj na drzewach jest dobrze widoczny jaskrawozielony kolor.

rezerwat przyrody Dąbrowa Radziejowska

Idę granicą rezerwatu. Droga kończy się droga, więc idę przez las. Wychodzę na inną drogę. Przede mną za drzewami i patykami rozciąga się widok na kopalnię żwiru (tak wnioskuję). Korzystam z rozświetlenia aby określić położenie punktu. Tym razem na rozświetleniu jest cieniowanie. Problem z cieniowaniem jest taki, że łatwo pomylić górkę z dołkiem i już biegłem w poszukiwaniu dołka z drzewem, gdy nagle dotarło do mnie, że chodzi o górkę z drzewem, a przed chwilą właśnie stałem i patrzyłem się na wielkie drzewo rosnące blisko krawędzi wyrobiska. Zawracam i za pniem próchniejącego drzewa znajduję lampion. Podbijam PK28.

drzewo na skraju wyrobiska

PK28 drzewo

PK28 na drugim skraju wyrobiska

Teraz muszę podjąć decyzję, nad którą zastanawiałem się już od pewnego czasu. Czy iść na PK29 czy PK2. Za tym pierwszym przemawia geometrycznie krótsza trasa: 28, 29, 31, 32, 2, 19; natomiast za drugim to, że PK2 jest bardzo blisko stąd i może być łatwiejsze dojście do niego oraz znalezienie go. Na rozświetleniu mam drogi, których brakuje na głównej mapie. Idę na PK2 - „krzyż”. Czyli moja kolejność to: 28, 2, 29, 31, 32, 19. PK2 też ma rozświetlenie, ale jest to ortofotomapa. Na zdjęciu lasy w różnym wieku, to trudno oszacować co jest nisko w wyrobisku, a co na wyższym poziome gruntu. Z mojej perspektywy, to by mi bardzo ułatwiło.

Wyrobiska oddzielone są od siebie wałem ziemnym. Przechodzę do kolejnego wyrobiska i schodzę na dół. Ale po co!? Zastanawiam się. W wyrobisku przede mną nie ma drzew, a punkt jest otoczony drzewami. Zawracam. Gramolę się z powrotem na górę. Obchodzę wyrobisko. Znów analizuję rozświetlenie. Już nie wiem gdzie jestem. Niewiele przeszedłem a już się zgubiłem. Główna mapa jest w tym miejscu w zasadzie bezużyteczna, ponieważ wyrobiska nie są na niej w ogóle zaznaczone. Mam tylko skromne rozświetlenie do nawigacji. Idę na południe do skraju tej wielkiej dziury. Teraz coś trochę mi pasuje. Idę na wschód z lewej mam wyższy las, a z prawej skarpa schodzi do zarośniętego sosnami wyrobiska. Słyszę czyjś głos przede mną i odpowiedź tuż za mną. Już wiem o co chodzi – ktoś znalazł punkt. Przyspieszam. Mijam betonowe płyty, a za nimi dostrzegam zawodnika i krzyż. Podbijam PK2 i schodzę na południe do wyrobiska, ale las jest tak gęsty, że nie widzę sensu przedzierania się. Robię małe półkole przez gęstwiny i ostatecznie wychodzę w miejscu z którego przyszedłem.

Tu mogę przejść na południe. Wysoki stromy wąski grzbiet usypany pomiędzy dwoma wyrobiskami. Podoba mi się ta ścieżka – jak w górach (no prawie ;). Co fajne szybko się kończy. Zsuwam się stromym piaszczystym grzbietem do wyrobiska. Obawiam się, że będzie podmokłe, ale tylko w zagłębieniach są kałuże. Da się przejść suchą stopą, więc wdrapuję się już po drugiej stronie tej wielkiej dziury w ziemi i dalej już biegnę drogą na południe po PK29. Jak się okazuje, czasami wyjście z punktu kontrolnego w odpowiednim kierunku nie jest takie proste.

Wszędzie drzewa, tylko w różnym wieku, a na mapie teren zielony i biały. Gdzie powinien być las, a gdzie nie? Przechodzę przez teren, gdzie część drzew została wycięta i pozostawiona aby spróchniała. W ten sposób leśnicy dają pozostałym drzewom więcej przestrzeni do rozrostu. Dochodzę do polany przy której postawiona jest biała skrzynka sieci elektrycznej. Żadnych zabudowań w pobliżu nie ma, ale już ktoś chce tu się budować lub sprzedać działkę pod budowę – w każdym razie prąd już jest podciągnięty. Jestem w pobliżu granicy Rezerwatu Dąbrowa Radziejowska, więc myślę, że teren jest bardzo atrakcyjny pod działki rekreacyjne.

Z daleka dostrzegam czerwony kolor lampionu przywieszonego do sosny. Podbijam PK29.

Mijam jakąś ogrodzoną działkę w lesie i przebijam się do kolejnego kluczowego punktu PK31. Przechodzę przez las na skróty ponieważ z mojej strony nie ma bezpośredniej drogi na punkt. Znajduję wał oznaczony na mapie, co mnie bardzo cieszy, bo mogę iść wałem w kierunku punktu, a na dodatek wzdłuż wału jest rów. Opis punktu to „S koniec rowu” (czyli południowy koniec rowu). Czyli powinienem szukać właśnie gdzieś na końcu tego rowu. Na końcu wału trochę jestem zdezorientowany. Rów skończył się. Punktu nie wiedzę. Nieśmiało ruszam dalej na południe. Tym razem przez suche wysoko zarośnięte dawno nie koszone łąki. Znów dostrzegam rów, ale tym razem mniejszy i mocno zarośnięty w krzakach. Po przejściu przez polną drogę dostrzegam koniec rowu i lampion PK31. Zastanawiam się po co wcześniej traciłem czas na szukanie, skoro z mapy ewidentnie wynikało, że punkt jest dalej? Nie wiem.

Teraz mogę trochę odetchnąć, bo kolejny punkty wydaje się łatwy, a poza tym kieruję się w stronę bazy, a to zawsze daje pewną ulgę, że już coraz bliżej bazy.

Droga, ulica, droga i 10 minut później, gdy się obejrzałem w poszukiwaniu ambony, od razu zobaczyłem lampion. Podbijam PK32. Super sprawnie poszło.

Postanawiam skrócić sobie trasę do ulicy, ale pamiętam, że od ulicy dzieli mnie strumyk, a przecież w ostatnich czasach wszystko rozlewa się jak tylko może, więc skierowałem się na północ przez zarastające łąki. Celem jest polna droga wychodząca na ulicę. Łąka zamieniła się w las i to gęsty las, a w lesie pojawiła się stara zawalona chałupa. Chociaż o tej porze roku nie było liści, to i tak miejsce wydaje się mroczne, wręcz zaczarowane w ten pochmurny zimowy dzień. Chata ma jeszcze drewniane ściany i murowany komin, ale dach już jest całkowicie zapadnięty. Nie odważę się zaglądać do środka. Rozglądam się za ścieżką. Liczyłem na łatwe wyjście stąd. Nie widzę, więc przedzieram się dalej na północ. Jest droga, chociaż nie nadaje się do biegania, ale najistotniejsze jest, że dojdę nią do ulicy. No może nie tak szybko, bo przez strumyk prowadzi błotnisty bród, więc nie przejdę suchą stopą. Dostrzegam gdzieś obok prowizoryczną kładkę – gałęzie rzucone na strumyk. Przedzieram się po nich na drugą stronę i udaje mi się wyjść na ulicę suchą stopą.

Nowe Budy – wioska wzdłuż długiej i prostej ulicy. Do następnego punktu ponad półtorej kilometra. Jak mam rozpoznać miejsce zejścia z ulicy? Nie wiem. Biegnę mijając domy, zagrody, łąki, resztki lasów. Co jakiś czas w oddali słychać ryk pojazdów terenowych. Przy jednym z gospodarstw dostrzegam stary żuraw studzienny, który jeszcze się uchował. Piękny!

żuraw studzienny

Oczekuję, że rozpoznam obszar leśny w pobliżu drogi na punkt, ale gdy już przed sobą widzę samochód hamujący przed zakrętem, to już wiem, że znowu przestrzeliłem. Wracam. Czyli dołożyłem sobie 2 x 400 = 800 metrów. Znowu przechodzę przez strumyk tym razem po drzwiach. Ktoś stare drzwi użył jako kładkę. Biegnę przez łąkę. Bacznie przyglądam się ścianie lasu, bo ta ściana oddziela mnie od PK19. Z ortofotomapy wynika, że jest przejście – teren rzadziej porośnięty drzewami. Trafiłem. Bez trudu przechodzę przez pas lasu na piaszczysty teren rzadko porośnięty niewielkimi sosnami. No dobrze, wszystko fajnie, ale które drzewo kryje mój punkt? Zdjęcia lotnicze do ortofotomapy wykonane zostały w okresie gdy drzewa miały liście, więc wygląda to zupełnie inaczej niż teraz zimą. Las liściasty jasno zielony na mapie różni się od tego gołego i szarego obecnie przede mną. Nie wiem gdzie dokładnie jestem. A co to? Wokół jednego drzewa okrągły mocno wyjeżdżony ślad pojazdów terenowych. Zerkam na zdjęcie. Tak! Widać to! Tu jestem. Czyli punkt jest zaraz przy tamtym drzewie. Podchodzę. Jest! Porządnie schowany w drzewie.

PK19 drzewo

Trudno byłoby znaleźć taki punkt bez precyzyjnej nawigacji. Podbijam PK19.

Znajduję się na jakimś torze terenowym dla motocrossowców. Z mapy wnioskuję, że kolejne dwa nieodległe punkty też są na tym torze terenowym. Łatwo wychodzę do drogi. Biegnę. Mijam się z zawodnikiem z TP25. Ktoś zza ogrodzenia krzyczy do mnie:

- Co to za zawody?

- Na orientację. Prymulek! - Odpowiadam pośpiesznie i znikam w lesie.

Wbiegam na tor motocrossowy. Ale tu dużo błota, a jakie wielkie kałuże. Wszystko rozjeżdżone samochodami. Manewrując pomiędzy olbrzymimi kałużami udaje mi się wejść po skarpie na wyższy teren. Idę na południe bacznie analizując teren. Szukam PK17 opisany jako ‘muldka („szałasik”)’, a na rozświetleniu mam cieniowanie, więc nierówności terenu są bardzo dobrze widoczne. Idę wzdłuż skarpy i bacznie rozglądam się na wszystkie strony bo już się zgubiłem. Poniżej z prawej jest droga, ale z lewej też. Doszedłem do końca. Rozglądam się tak, jakbym coś mierzył. Porównuję z rozświetleniem. Nieopodal przejeżdża samochód terenowy. Pojechał. Dochodzę do tego miejsca. Widzę groblę przede mną. Z prawej obniżenie terenu, a z lewej wygląda to na wał ziemny. Chyba tu jestem. Patrzę na mapę. Muszę przejść przez dolinkę na następne wzniesienie i gdzieś na nim szukać punktu. Coraz więcej elementów układanki składa się w całość. Wchodzę na skarpę. Jest to jeden długi garb lub nasyp, którego początek jest za mną, więc punkt powinien być przy takim wypustku. O! Tam był. Cofam się i wchodzę na wypustek. Sprawdzam dokładnie. Nic nie widzę. Wracam na główny garb i kątem oka dostrzegam lampion. Jest! Tutaj?!

Lampion i perforator leżą sobie na ziemi dostrzegalne tylko z bliska. Z zaledwie kilku metrów (3 max) można go dojrzeć i to nie z każdej strony. Ciekawe czy inni zawodnicy znaleźli, bo wydaje się wręcz niemożliwy do znalezienia. Ja nie wiem czy jestem tak dobry, czy to tylko szczęście mi dopisuje. Podbijam PK17 „szałasik” – Ha ha!

Bardzo blisko mam kolejny punkt z tej grupy na torze motocrossowym. Znowu drzewo, a rozświetlenie to zdjęcie na którym widoczne są zagajniki, piaski i pojedyncze drzewa. Właśnie w takim miksie zaznaczony jest kolejny punkt. Rozświetlenie to kwadrat 5 cm x 5 cm. Skala to chyba 1:10 000, więc trzeba dotrzeć na odległość około 200-250 m od punktu aby móc skorzystać z rozświetlenia. To wcale nie jest takie łatwe, ale teren jest tak zróżnicowany, że w tym przypadku nie mam problemu z namierzeniem się na ten punkt i pomimo tego, że jest schowany tak, że trzeba wejść pomiędzy odpowiednie krzaki aby go dostrzec, to już za pierwszym razem znajduję lampion i podbijam PK16.

Następny punkt mam za wykreśloną ulicą. Wykreśloną czyli ulicą (ani poboczem) nie mogę poruszać się, natomiast w kilku miejscach zaznaczone są dozwolone przejścia na drugą stronę. Na szczęście wszystko to jest zrobione tak aby nie utrudniać specjalnie, tylko żeby zadbać o bezpieczeństwo zawodników. Takie przejście mam w pobliżu, gdzie szybko dobiegam polną drogą i przechodzę na drugą stronę tejże ulicy. Na drugiej stronie bez większego problemu docieram do leśnej przecinki. Las jest podziurawiony jak ser szwajcarski. W zasadzie, to zostało trochę lasu (mam na myśli wysokich drzew), a reszta to młodniki większe i mniejsze. Typowa plantacja sosny tudzież brzozy lub innych drzew.

Biegnę. Zatrzymuję się i rozglądam, bo nie bardzo mi to pasuje. Znowu biegnę, nagle orientuję się, że nie odwróciłem rozświetlenie zgodnie z kierunkiem poruszania się. Tak więc w ostatniej chwili orientuję się, że właśnie tutaj muszę wejść w prawo, a nie w lewo. Z prawej mam las przemysłowy. Muszę znaleźć granicę kultur, czyli miejsce gdzie las graniczy z innym obszarem, na przykład dużo młodszym lasem. Już z kilkudziesięciu metrów dostrzegam coś czerwono-białego, czyli lampion. Zaletą orientacji w czasie gdy nie ma liści na drzewach, jest to że część punktów nie jest zasłonięta. Dzięki temu łatwiej wypatrzeć taki lampion. Podbijam PK33 i znów przedzieram się do przecinki.

Jest 16:45. Zrobiłem już ponad 46 km. Robi się coraz ciemniej, ale jeszcze widzę mapę. Pewne jest to, że nie zdążę przed nocą i może uda mi się zebrać wszystkie punkty. Najbliższe 3 punkty są kluczowe. Są to dłuższe przeloty i jeżeli na którymś z nich zgubię się, to stracę cenny czas oraz będę bardziej zmęczony, a zostało mi trochę ponad 3 godziny do limitu, a trzeba wiedzieć, że nocą, chociaż łatwiej dostrzec błyszczący lampion z powodu jego odblasku, to również łatwiej zgubić siebie, a wtedy jest jeszcze trudniej odnaleźć się.

Tak więc pełen optymizmu biegnę. Tak. Mam jeszcze siłę i biegnę przecinką przez wioskę Adamów-Parcel. Skręcam w kolejną drogę i chociaż chciałem na skróty przez las, to jednak wyszło inaczej. Już jestem blisko gdy pojawia się ogrodzenie. Na drzewie jest oznaczenie szlaku turystycznego, a przy ogrodzeniu idzie ścieżka. Po chwili docieram do nagrobka w lesie i znajduję lampion. Podbijam PK34.

Teraz przede mną najdłuższy przelot na trasie aż do zalewu i nie widać na mapie żadnego sensownego skrótu. Najrozsądniej będzie pobiec ulicami i drogami przez Wólkę Brzozokalską. Biegnę na wschód i na północ uliczkami. Ktoś pyta się:

- Czy to rajd z Grodziska Mazowieckiego?

- Nie, zawody na orientację z Kuklówki Zarzecznej.

- A to jeszcze coś innego.

Biegnę. Idzie mi całkiem dobrze. Wygląda to na miejscowość wypoczynkową. Trochę domków w lasach. Wszędzie ogrodzenia. Muszę uważać aby nie skręcić w jakąś ślepą uliczkę. Raz pod koniec trafiam na drogę, która zamienia się w ścieżkę i już czuję się osaczony przez ogrodzenia, ale ostatecznie ścieżka wyprowadza mnie na ulicę. Docieram nad zalew. Od razu widzę, że groblą będę mógł przejść na drugą stronę rzeki, bo na mapie kółko oznaczające punkt przysłania trochę groblę i nie miałem pewności czy przejście tędy będzie możliwe. Tym czasem dostrzegam lampion przy stalowej konstrukcji pomostu. Biegnę i podbijam PK10. Wracam do grobli.

PK10 pomost nad zalewem

grobla

Przechodzę. Mijam jakieś dziwne bezsensowne ogrodzenie z dziurą na końcu, gdzie jedno całe przęsło zostało wyrwane i odrzucone na bok (czyli można przejść). Ogrodzenie jest częściowe i nie widać jaki miało cel. Zaczyna się przy ulicy i biegnie wzdłuż ulicy do ogrodzenia innej posesji.

Jest już coraz ciemniej. Godzina 17:25. Ponad 51 km w trasie, a ja mam jeszcze do zebrania cały obszar północno wschodni. Plan jest raczej oczywisty, bo z tej strony rysuje się tylko jeden rozsądny wariant. W biegu zjadam ostatniego batonika.

Na północ. Mijam ulicę, którą jeszcze rankiem jechałem do bazy. Za dolinką z rzeczką skręcam w drogę na pola. Już w oddali widzę lasy, gdzie spodziewam się kolejnego punktu. Punkt jest opisany „ambona” i oznaczony symbolem ambony „T”. Już z daleka dostrzegam zwyżkę – to taka ambona niezabudowana. No tak organizatorzy nie odróżniają ambony od zwyżki, no cóż ja też kiedyś nie wiedziałem i głowiłem się na trasie „co to jest zwyżka”. Podbiegam do zwyżki. Szukam. Nie ma. Wchodzę kilka stopni aby zajrzeć na zwyżkę, a tam kości racicy jakiejś biednej sarny, ale lampionu nie widać. Patrzę na mapę. To nie ten róg lasu tylko następny! Jestem przy pierwszym „ząbku”, a oznaczenie jest przy następnym. Inna sprawa, że znowu zielony obszar na mapie nie odwzorowuje tego co jest w rzeczywistości lasem.

Jest już ciemno i ledwo widzę oznaczenia na mapie. Wyciągam latarkę. Docieram do kolejnego narożnika lasu na skraju polany. Jest przewrócona ambona, a w środku wisi lampion z perforatorem. Dziurkuję moją kartę w miejscu przeznaczonym na PK9.

Następny punkt jest dość blisko, ale już nie idzie mi tak szybko. Droga kończy się. Idę na skraju pola i zagajnika. Plączę się w jakichś drutach z ogrodzenia – to zerwany pastuch elektryczny. Na pewno jakieś zwierze przebiegając zaczepiło i zerwało. Zwierzęta nie dostrzegają takich rzeczy i to jest dość niebezpieczne dla nich. Jest dość ciemno. Kieruję się na wyczucie. Kierunek północny wschód – często sprawdzam kierunek na kompasie i kluczę pomiędzy położonymi drzewami, które leśnicy wycieli aby przerzedzić plantację sosny. Nie mogę wypatrzeć stawu przy którym ma być ambona i lampion. Szukam stawu, ale tu wszędzie są drzewa. W końcu usłyszałem jakiś plusk przed sobą. Zbliżając się przez ciemność wyjawia się najpierw obniżenie terenu, a potem woda i staw. A gdzie ambona i punkt? Punkt wskazuje na miejsce na południowy zachód od stawu. Sprawdzam kompasem. Zgadza się, ale nie widzę lampionu. Obchodzę staw dokoła i dochodzę do tego samego miejsca, ale nie znalazłem lampionu. Czyżby znowu nie było punktu? W oddali dostrzegam poruszające się światła czołówek zawodników zmierzających w moim kierunku. Idę wzdłuż rowu na południe aby rozeznać się. Coś błyszczy przy drzewie. To lampion!

Czy punkt jest źle postawiony? Nie. To ja nie zauważyłem, że na mapie zaznaczone są dwa stawy. Południowy staw nie ma wody a na mapie oznaczony jest jako większy. Natomiast północny staw, który ma całkiem sporo wody zaznaczony jest małą ledwo widoczną niebieską plamką. Mapa nie jest aktualna i z biegiem lat coś tu musiało się tu zmienić i łatwo się pomylić.

Podbijam punkt i idę na północ. Akurat mijam się z Olafem i Tomkiem - to ich latarki widziałem. Kieruję ich na punkt myśląc, że jest źle postawiony. Dopiero w bazie organizator mówi mi o dwóch stawach i wszystko się wyjaśnia. Ale lampion stoi przy zwyżce chociaż opis jest „ambona nad stawem” – czyli jednak organizatorzy nie odróżniają zwyżki od ambony.

Czas ucieka. Zostały jeszcze 2 godziny i 6 punktów do znalezienia. Może się uda zebrać wszystkie w limicie, ale muszę spieszyć się i być czujny aby nie przeszarżować gdzieś. Gonię na północ. Ku mojemu zaskoczeniu wychodzę przez jakąś starą bramę na ulicę. Obok jest kamień – Kamień Sztekkera i tablica opisująca przedwojennego polskiego zapaśnika - Teodora Sztekkera.

Biegnę drogą przez Chawłowo. Jak bumerang powraca do mnie pytanie czy to las czy nie las. W nocy nie widać wszystkich obiektów w terenie. Gdzieś za mną słyszę trzaski. Przestraszony odwracam się. To tylko sarna przebiega przez drogę. Uff…

Po kilku minutach docieram do miejsca, gdzie drzewa wokół stają się znacznie wyższe i przeważnie są to sosny. Czyli tu zaczyna się las, teraz 300 metrów do zakrętu. Zgadza się. Jest Zakręt. Za nim po obu stronach drogi mnóstwo ściętego drewna. Plantacja i wycinka na masową skalę.

noc w lesie kolejna wycinka

Docieram do końca drogi. To znaczy droga rozdwaja się w prawo i w lewo, ale mój punkt jest na wprost. Jednak wyrośnięty młodnik jest tak gęsty, że nie widzę sensu przedzierać się przezeń. Z mapy wynika, że do punktu można dotrzeć zarówno z prawej jak i z lewej strony. Bez namysłu wybrałem wariant z prawej, gdzie na rozświetleniu widoczna była droga. Tak więc okrążam punkt szukając przejścia do niego przez gęsty wyrośnięty młodnik. Idę i szukam jakiegoś przejścia, ale nic nie widzę. Już skłonny byłem wdzierać się gdzieś w tą gęstwinę, ale na szczęście w oddali dostrzegam drogę na północ, czyli w kierunku punktu.

Idę na północ. Po obu stronach młodnik, a przede mną mały obszar z wysokimi sosnami. Dokładnie odpowiada to temu co jest na zdjęciu satelitarnym. Przez ten obszar przechodzę bez problemu. Dopiero na jego skraju muszę przebić się przez gęstwinę wyrośniętego młodnika. Waham się. A może pójść na około? Nie. Nie wiem czy z drugiej strony będzie łatwiej. Z trudem wdzieram się wyrośnięty młodnik. Manewruję pomiędzy kilkudziesięcioletnimi sosnami. Co kilka kroków drogę zagradza mi ścięte drzewo. Bardzo trudno objeść wśród patyków takie drzewo. Po krótkiej walce z patykami wydostaję się na drugą stronę, gdzie jest luźniej. Idę na północ i dostrzegam lampion. Podbijam PK3.

No dobrze, jeszcze muszę stąd wyjść. Przeszkodę stanowią rośliny kolczaste. Nogi wysoko i ostrożnie powoli wydostaję się na drogę. Teraz dalej na północ i wschód. Tam znajdują się stawy poprzedzielane groblami i na jednej z grobli jest punkt. Biegnę drogą, a w oddali widzę światła latarni ulicznych przy zabudowaniach Osowiec-Parcela. Gdzieś przed stawami drogę przebiegają mi dwie sarny. Światło odbite od oczu saren sprawia jakby ich oczy świeciły w ciemności.

Przy stawach zwalniam aby nie przeoczyć grobli. Idę ścieżką na wysokim brzegu. Spoglądam na stawy w poszukiwaniu grobli. Jest pierwsza, wchodzę na nią i sprawdzam czy aby tam nie ma lampionu, chociaż wiem, że lampion powinien być na trzeciej grobli. Idę dalej. Widzę drugą. Druga jest krótka i nie jest równoległa do pozostałych. Udaje mi się to zauważyć w terenie. Idę dalej, ale ogarnia mnie zwątpienie i wracam. Rozglądam się jeszcze raz. Nic nie widać w ciemności. Nie korzystam z trybu mocnego światła w czołówce, bo obawiam się, że akumulatorek mojej latarki przestanie działać. Nie mam przy sobie zapasowego. Znowu idę na północny zachód i w poszukiwaniu grobli schodzę niżej. To był bardzo dobry wybór. Bo kolejna grobla jest dużo mniejsza ma może 1 metr wysokości oraz jest węższa. Jest słabiej dostrzegalna z góry tym bardziej, że jest zakrzaczona. Po środku jest wydeptana ścieżka. Dochodzę do końca i znajduję lampion. Podbijam PK7. Zostały mi jeszcze 4 punkty, ale jest już 18:40 i do limitu czasu jeszcze tylko 1 godzina 20 minut.

To był mój najdalszy punkt na wschodzie. Teraz kieruję się w stronę bazy. Biegnę przez las przecinką na północ, a po chwili skręcam na zachód. Mijam dwie poprzeczne drogi i przy trzeciej sprawdzam czy jest zagięta tak, jak na mapie. Zgadza się, więc gdzieś na północ od skrzyżowania powinien być krzyż. Znowu kolce zaczepiają się o moje leginsy, ale muszę jakoś przedostać się do tych wysokich drzew. Drogą, przejeżdża samochód. Myślałem, że zatrzyma się i wyskoczy jakiś leśnik, ale pojechał sobie. Ja znajduję krzyż i lampion. Podbijam szybko PK27 i wracam do drogi.

Znowu na północ do przecinki i na południowy zachód. Mijam jakieś doły. Następny punkt będzie w dole, więc muszę być czujny. Mijam zabudowania i drogę, czyli jestem już blisko. Coś błysnęło mi w dole. Zaglądam, znowu błysnęło ale ucieka – to lis. Nie tego szukałem. Czyli to jeszcze nie ten dół. Idę jeszcze kawałeczek dalej i znowu coś błyszczy w dole. Tym razem nie ucieka. Schodzę i znajduję lampion. Dziurkuję perforatorem PK6 na karcie.

PK6 dół - punkt dobrze ukryty

Zostały mi jeszcze tylko 2 punkty. Mija 19 godzina. Została już tylko godzina do limitu. Przemierzyłem już ponad 60 km, czyli znacznie więcej niż się spodziewałem.

Jest jakaś droga na południowy wschód dokładnie w kierunku PK8, ale nie ma jej na mapie. Ryzykuję i ruszam nią przed siebie. Droga zwęża się. Pojawia się coraz więcej gałęzi, zamienia się w ścieżkę i znika. Normalka. Eh! Przecież nie mogło być tak łatwo. Przedzieram się przez krzaki i po krótkim czasie wydostaję się na inną (poprzeczną) drogę. Udało się!

Na południowy wschód do skrzyżowania, a potem na południowy zachód. Już sama mapa podpowiada, że coś jest inaczej. Jest jakiś podejrzany łuk i gdy droga odbija bardziej na wschód wchodzę w las i trzymam kierunek południowy wschód. Dobrze zrobiłem. W oddali dostrzegam niewielki paśnik. Taki mały? Czy tam jest punkt? Tak! Widzę lampion. Podbijam PK8 "paśnik".

Zostało tylko 47 minut do limitu i mój ostatni punkt. Biegnę na południowy zachód. Wybiegam na skraj lasu. Zgadza się - tak jest na mapie. Ostatni punkt ma rozświetlenie na którym widać, że jest w środku wyrośniętego młodnika. Młodnik jest długi na około 300 metrów i gdybym miał cały przeczesywać, to chyba do rana szukałbym punktu. Na rozświetleniu dostrzegłem drogę przecinającą młodnik. Znajduję ją bez problemu. Wchodzę do zagajnika, oczywiście w środku też są jakieś inne drogi. Idę i okazuje się, że robię kółko. Dalej idę przez zagajnik, który w tym miejscu rozrzedza się trochę. Rozglądam się w poszukiwaniu dużego drzewa. Dla mnie to połowa z nich jest duża. W pewnym momencie dostrzegam drzewo z podwójnym pniem. To musi być to! Z drugiej strony pnia znajduję lampion. Mam mój ostatni punkt. Podbijam PK5 "duże drzewo". Robię fotki i wychodzę na drogę.

PK5 duże drzewo - to mój ostatni punkt

Szybko jeszcze wykonuję telefon do kolegi od którego pożyczyłem kompas.

Wielkie dzięki Tomku! Uratowałeś mi zawody.

Biegnę co sił na wschód Kuklówki Zarzecznej i do bazy. Drogą docieram do ulicy. Mijam kościół i parking gdzie zaparkowałem Mercedesa. Skrzyżowanie. Już widzę wielki czerwony napis „Ochotnicza Straż Pożarna”. Wbiegam do budynku. Meta! Jest 19:29 godzina. Zdążyłem!

Trasa zajęła mi 10:35. Zrobiłem w tym czasie ponad 61 km i jestem strasznie głodny. Na trasie zjadłem tylko 1 mus 200g i 3 batony po 50g każdy i wypiłem półtora litra wody.

Okazało się że pomnik przy PK11 był źle oznaczony na mapie i dlatego nie mogłem go znaleźć. Ktoś z organizatorów machnął się o jedną przecinkę. Pozostałe punkty były dobrze postawione, ale bardzo trudne do znalezienia i było ich dość dużo jak na trasę 50 km.

Wyniki na stronie zawodów Prymulek. Krzysztof Lisak wygrał z czasem 7:45. Ja zająłem trzecie miejsce na 11 zawodników. Pięciu zawodników zdobyło komplet punktów w limicie czasu. Mój ślad na mapie wygląda tak.

2024 Prymulek TP50 mapa ślad

Na portalu 3drerun można zobaczyć ślady Leszka i mój. Podobnie na Livelox - tam można zobaczyć trasę Krzysztofa Lisaka i jeszcze innych zawodników.