Start

Sobota, 4 stycznia 2025, 7:45 idziemy na start. Długi pas zawodników idących z budynku hali sportowej przy SP 5 w Ełku w miejsce startu czyli za dmuchaną bramę usytuowaną nieopodal szkoły na cyplu jeziora Ełk. Tłum zawodników, lokalne media, przedstawiciele gminy, powiatu i województwa. Wywiady przed kamerą, a my ustawiamy się posłusznie w trzech rzędach. Pogoda - piękna, jakby specjalnie na zawody zaświeciło słońce, chociaż już od wyjścia z budynku uderzył nas zimny zachodni wiatr. Przy temperaturze -1*C dawał odczuwalność -10*C.

Chusteczki szczelnie zamknięte w woreczku strunowym. Karta startowa na smyczy, ale dodatkowo zapięta małą trytytką. Plecak, a w nim bukłak z wodą jeszcze mam na zewnątrz, ale będę musiał schować pod kurtkę, bo woda w rurce zamarznie i nie będę mógł pić. Oczywiście odzież termiczna i stuptuty na butach.

Na starcie Ełckiej Zmarzliny 2025

TP50 południe

Mapa wschód Ełcka Zmarzlina 2025 TP50

Mapa zachód Ełcka Zmarzlina 2025 TP50

TP50 rozświetlenia

7:50 dostaję mapę - 4 kartki: dwie duże o skali 1:25000, jedna mniejsza z początkiem trasy i jedna z rozjaśnieniami, więc najpierw trzeba to wszystko poskładać co gdzie jest. Punkty rozlokowane są wokół miasta i jeziora Ełk (Ełk to nazwa miasta, jeziora i rzeki). Skoro punkty są rozlokowane wokół obszaru zawierającego miasto i jeziora, to należy wybrać czy biec zgodnie z kierunkiem ruchu wskazówek zegara czy przeciwnie. Rzut okiem na wszystkie 4 mapy. Ledwo zdążyłem poskładać je w logiczną całość a tu już wszyscy startują. Bez namysłu wybieram wariant na wschód, czyli w przeciwnym kierunku do ruchu wskazówek zegara. Biegnę za innymi zawodnikami, w sumie to znaczna większość wybrała ten wariant i biegniemy oraz idziemy mijając się nawzajem. Biegnę deptakiem wzdłuż pięknego jeziora Ełk. Potem schodami do ulicy. Czekamy na czerwonym świetle, ale nic nie jedzie i gdy pierwszy zawodnik ruszył, reszta poszła jak stado baranów za nim.

Ślady

Tak bardzo skoncentrowałem się aby wyprzedzić jak najwięcej zawodników, że dopiero teraz zaczynam zwracać uwagę na mapę i moje położenie. Rondo i wiadukt nad torami precyzyjnie określają moje położenie. Po drugiej stronie wiaduktu zrobiła się niewielka kolejka do schodów ze stromego nasypu. To pozwoliło mi zauważyć szybszy wariant, czyli ścieżkę biegnącą w dół częściowo wzdłuż nasypu. Zbiegam i wyprzedziłem kolejnych zawodników. Teraz drogą do lasu a tam będzie pierwszy punkt do znalezienia.

Nie zwróciłem uwagi na ślady (a wszędzie ich pełno) i pobiegłem za daleko tak, jak większość zawodników. Wszedłem w krzaki i szukam punktu. Ktoś krzyknął imię. Kieruję się w jego stronę. Idę za innymi. Zrobił się sznur zawodników. W dole już zebrał się niewielki tłum i każdy chce jak najszybciej podbić punkt. Łamiąc kilka patyków władowałem się od drugiej strony. Chcę pomóc podbijać innym karty i przyspieszyć cały ten proces, ale sznurki, którymi perforatory są przywiązane do leżącej gałęzi drzewa, są na tyle krótkie, że to nie sprawdza się. I tak każdy zawodnik musi schylić się, aby odpowiednio zbliżyć i ustawić kartę kartę startową w odpowiednim miejscu. Schodzi się zbyt długo. Jest za ciasno. Za mną wbiegł Arek Duszak.

- Wojtek, podbijaj swoją.

Podbijam PK 20 i oddaję perforator Arkowi. Szybko wychodzimy z dołka i idziemy wydeptaną już ścieżką do drogi. Truchtamy do następnego punktu. Biegniemy za innymi. Arek analizuje mapę, więc trochę wyprzedzam go. Tłumy jak na Kieracie. Na skrzyżowaniu dróg część zawodników biegnie prosto inni w lewo. Biegnę w lewo - dobra decyzja. Już za następnym skrzyżowaniem widzę zawodników, którzy pobiegli na wprost, jak brną przez ugór, bo drogę zagrodziły im brama i ogrodzenie terenu.

Analizuję rozświetlenie dla PK 23. Trochę intuicyjnie wybieram drogę na kolejnym skrzyżowaniu a po chwili, widząc przede mną zawodników, którzy szukają punktu, kieruję się w ich stronę. PK 23 w dołku łatwo zdobyty. Budowniczy trasy Piotr Kwitowski postarał się, aby punkty nie były widoczne z daleka.

Teraz postanawiam dobiec do trasy ekspresowej, która jest w pobliżu i wzdłuż niej przybliżyć się do kolejnego punktu. Zauważam miejsce w którym tory kolejowe przecinają ekspresówkę. Teraz biegnę wzdłuż trasy, mijam kolejnych zawodników i w końcu zostaję sam. Próbuję wypatrzeć po lewej stronie otwartą przestrzeń, ale za dużo drzew oddziela mnie od otwartej przestrzeni, na której jest następny punkt kontrolny. Jakieś ślady poszły w lewo, więc pobiegłem jeszcze kilka metrów dalej, bo przejście przez gęstwinę wydawało się łatwiejsze i wkrótce znalazłem się na otwartej przestrzeni z drugiej strony lasu. Poziomice wskazują, że punkt znajduje się na górce, więc dziwi mnie, że widzę przed sobą spadek terenu. Rozświetlenie ma za mały obszar na wschód od punktu, aby objąć moją oczekiwaną pozycję. Idę na zachód i gdzieś w dole słyszę głosy. Dostrzegam zawodników. Kieruję się w ich stronę. Są ślady. Przyspieszam. Wpadam gęstwinę na niewielkim wzniesieniu. W zaroślach przy starych fundamentach nie istniejącego budynku dostrzegam lampion. Podbijam PK 12.

Wracam po swoich śladach do drogi serwisowej przy ekspresówce i biegnę do następnego punktu. Na przeszkodzie stoi nasyp z wiaduktem nad ekspresówką. Schodami na górę. Próbuję otworzyć furtkę.

- Skacz górą - krzyknęła Malwina, która wbiega już po schodach.

Przeskok przez płot, potem dwie barierki. Malwina zeszła pierwsza w dół po drugiej stronie, gdzie nie było schodów, a była tylko poręcz, której trzeba było mocno trzymać się, bo zejście było niesamowicie strome. Ja zrobiłem to mniej zgrabnie, więc zostałem trochę w tyle. Mijam pierwszą drogę w lewo. Druga jest wyraźniejsza, więc prześcignąłem Malwinę i jeszcze jednego zawodnika, ale tylko chwilowo.

Wycinek ortofotomapy z punktami 19 i 13 pokazuje, że w pobliże PK 19 mogę dojść drogą przez las. Tak wybieram. Opis punktu to "szopa". Dostrzegam szopę z drogi i przedzieram się przez polanę suchych już nawłoci. Podbijam PK 19 tuż za Malwiną. Następnie idę przez pole, ale postanawiam dojść do tej samej drogi, którą tak dobrze się biegło.

Pierwsza wtopa

To była pułapka. Od ulicy odgradzała mnie siatka ogrodzenia. Patrzyłem na ślady, które wskazywały, że dwóch zawodników też zawróciło i pobiegli w prawo. Zrobiłem tak samo. Teraz dopiero dostrzegłem na głównej mapie przekreślone miejsce, w którym spodziewałem się przejścia (wiaduktu) nad trasą szybkiego ruchu. Ale muszę iść przy ogrodzeniu ekspresówki około 400 metrów do drogi serwisowej i do wiaduktu pod ekspresówką. W oddali już widzę jak inni zawodnicy biegną lub idą tamtędy. Zostałem w tyle.

Przeskakuję przez kanał. Biegnę pod wiaduktem. Mijam rondo. Znowu skaczę przez kanał i do lasu. Wydeptaną ścieżką doszedłem do punktu na czuja. Punkt był dobrze schowany w dołku w miejscu gdzie las od strony ulicy (czyli od mojej strony) tworzyły gęsto porośnięte świerki, a z drugiej strony zbocze wzgórza. Jeżeli ktoś myśli, że na Mazurach jest płasko, to się bardzo myli. Lasy porastają na niezliczonej ilości górek, pagórków, wydm, zagłębień suchych oraz bagiennych i wszelkiego rodzaju nierówności terenowych. W chwili gdy podbijam PK 13, to jedna z zawodniczek z niecierpliwością woła swoją mamę, która pobiegła gdzieś troszkę za daleko. Nie często spotyka się rodzinne drużyny na długich trasach. Domyślam się, że pasja przeszła za mamy na córkę.

Duża wtopa

Dość szybko zdecydowałem, aby iść do przecinki na północny wschód - to nie był dobry wybór.

Kłody pod nogami

Ja nie wiem co mnie pchnęło do takiej decyzji. Grupki, które widziałem przy punkcie poszły na północ lub północny zachód, a ja na północny wschód. Na mapie na północny zachód są polany leśne, łąki leśne, które z jakiegoś powodu skojarzyłem z mokradłami. Idąc na północ wystarczyło dojść do cieku wodnego zaznaczonego na mapie. A przecież punkt opisany jako "rów" musi być przy tym cieku. Idę na północny wschód zadowolony i pewny swojego wariantu. Oczywiście poziomic na mapie w tym rejonie jest tak dużo naćkanych, że nie wiadomo co jest górką a co dołkiem. Po chwili łatwego spaceru trafiam na wielkie zwalone świerki na mojej trasie. Omijam, ale zaraz jest ogrodzenie młodnika. Idę przy siatce i gdy ogrodzenie kończy się, to muszę przedzierać się przez gęstwinę. Na szczęście nie duża i niezbyt gęsta. Fajny ten brzozowy lasek, ale czemu tyle patyków na ziemi? A jak się przewrócę, to mam szansę nadziać się na jeden z wielu tych ostrych kikutów wystających z ziemi, które pozostały po ścince młodych drzewek. Już widzę drogę na granicy brzozowego i świerkowego lasu - teraz będzie łatwiej. A jednak nie! Drogą nie da się iść, bo tam ściętych drzewek jest jeszcze więcej. Kluczę, manewruję, główkuję i błądzę. Czas ucieka, a ja brnę co jakiś czas zatrzymując się i zerkając na mapę. Zimowe słońce podniosło się już na tyle wysoko, że oświetla świerkową ścianę lasu swoimi promieniami. Biel miesza się z ciemną zielenią świerkowych igieł przypominając o opadach śniegu ubiegłej nocy.

brzozowy lasek

buty w śniegu

droga zawalona gałęziami

W końcu udało mi się wydostać z tych nieprzyjaznych dla biegacza terenów. Nadrabiam. Biegnę przecinką na północny wschód. Na skrzyżowaniu przecinek skręcam w lewo i teraz na północny zachód. Mijam kolejne skrzyżowanie. Zastanawiam się które to jest? Gdzie ja jestem? Drogi dziwnie się przecinają. Nic tu się nie zgadza. Gdzie są ślady zawodników? Nie widzę. Gdzie ja jestem? Dalej biegnę na północny zachód. Jakiś zawijas drogi. Ale to powinna być prosta przecinka! W końcu dobiegam do drogi poprzecznej. Koniec trasy. Przecież nie ma na mapie takiego skrzyżowania w tym rejonie. Co to ma znaczyć?! Wiem, że mapa jest trochę stara, ale coś się musi zgadzać. Teraz poprzeczną drogą na południowy zachód. Po chwili znalazłem ślady zawodników - dwie może 3 osoby, ale najważniejsze, że znalazłem słupek oddziałowy działek leśnych. Oglądam i sprawdzam: 134, 133, 118 i 117. Wszystko jasne! Jestem uratowany! Jestem na skrzyżowaniu tych dwóch przecinek. Punkt jest na zachód ode mnie. Idę śladami na północ wzdłuż przecinki. Mijam ciek wodny - zgadza się z mapą. Przechodzę i dumnie robię selfie na tle mojego przejścia przez strumyk po zwalonym pniu brzozy.

przejście po kłodzie

Teraz kieruję się na południowy zachód, aby dojść do rowu i punktu. Po chwili rów jest, ale nigdzie nie widzę punktu. Idę trochę na północ, ale nie widzę punktu, więc idę na południe. Gdy doszedłem do złączenia się cieków wodnych stwierdziłem, że musiałem przegapić punkt i jest jednak gdzieś niedaleko na północ ode mnie. Więc znowu idę na północ. Już wcześniej zauważyłem, że jest tu więcej śladów zawodników, więc przechodzili tędy. To znaczy, że punkt gdzieś tu jest.

Wyszedłem na drogę. Katastrofa! Jak to możliwe? Zupełnie mi się nie zgadza. Gdzie ja jestem? Zawracam na południe. Idę, a raczej przedzieram się znowu, przez teren, gdzie latem tworzą się zarośla, a teraz jest rów i wszędzie patyki i młode drzewka wokoło. Nie mogę dopatrzeć się kształtów polany wynikających z mapy. Mijam dwie dziewczyny. Pytam na jaki punkt idą?

- Piątka

Czyli one mają już czwórkę i punkt jest na południe ode mnie. Nie dopytuję więcej - sam znajdę. Mijam miejsce gdzie już poprzednio zawróciłem i dalej idę na południe. Wychodzę na drogę. Dlaczego? Która to droga?

Widzę przepust pod drogą. W oddali dostrzegam tablicę. To droga, po której dobiegłem do słupka oddziałowego. Jestem totalnie zamotany. W ogóle nie rozumiem jak to możliwe i gdzie ja tak na prawdę jestem? Odwracam się, bo z drugiej strony na drogę wyszło troje zawodników. Podbiegam do nich.

- Na jaki punkt idziecie? - Pytam

- Na piątkę, a ty masz już piątkę?

- Nie ja dopiero na czwórkę, zamotałem się tu.

- Idź naszymi śladami na południe aż do rowu tam jest punkt - dostaję podpowiedź.

Rozumiem, że jestem na północ od punktu i muszę iść na południe. Idę śladami. Teraz wiele wyjaśnia się. Przepust pod drogą, jest na północ od punktu. Kształt polany przypomina kształt z mapy, a przynajmniej tak mi się wydaję. Idę śladami chociaż ślady szybko rozchodzą się w różne strony i w końcu gdzieś znikają. Zerkam na mapę. Rozglądam się. Jest lampion! Kilka metrów przede mną. W końcu podbijam PK 4.

Słupek Oddziałowy

Straciłem tu mnóstwo czasu - ponad godzinę dwadzieścia minut zajęło mi błądzenie pomiędzy PK 3 i PK 4. Trochę zrezygnowany idę na północ głowiąc się jak to możliwe, że źle odczytałem pozycję ze słupka oddziałowego. Podbiegłem sprawdzić słupek. Liczby zgadzają się. Utwierdziłem się w przekonaniu, że słupek źle stoi. Idę dalej na północny zachód do następnego punktu.

Mała dygresja. Numery działek na mapie są tak ułożone, że dwie lokalizacje pasują do miejsca, gdzie może stać taki słupek, ale dostrzegłem to dopiero po zawodach. W czasie biegu byłem przekonany, że słupek musi stać na dwóch przecinkach oznaczonych przerywaną linią. Natomiast w rzeczywistości stał na drodze oznaczonej ciągłą linią z przerywaną przecinką. To mnie mocno zmyliło.

słupek oddziałowy

słupek oddziałowy i droga

Przepust

Znowu to samo przejście po brzozowej kłodzie, przedzieram się przez patyki, bo przecinka jest zarośnięta. Wydostaję się na drogę przy nasypie kolejowym. Słyszę głosy zawodników. Już widzę przepust, gdzie powinienem spodziewać się punktu, ale od razu dostaję podpowiedź, że tam jest.

nasyp kolejowy

przepust pod nasypem kolejowym

mroczny przepust

lampion wewnątrz przepustu

Ciasno, ciemno, ledwo mogę iść na kuckach. Latarki nie wyjąłem, więc korzystam ze smartfona. Widać. Błyszczy w ciemności oświetlony ekranem smartfona. Podbijam PK 5 i wychodzę na kuckach z drugiej strony. Było tak ciasno, że nawet nie wiem czy byłbym w stanie odwrócić się w tym ciasnym tunelu. Dobrze, że był suchy - to rzadkość na takich zawodach.

Nadrabiam

Teraz chcę dojść do takiej drogi, która zaprowadzi mnie blisko PK 18, a to jest ponad kilometr w linii prostej. Idę przez las, jest drogą, ale to niewłaściwa droga, więc znowu przez las i po chwili wychodzę na ładną wyjeżdżoną przecinkę, której kierunek idealnie pasuje do oczekiwanej przeze mnie drogi - północny zachód. Biegnę.

Przecinam kolejne skrzyżowania, ale kontroluję czy zgadzają się z mapą. Szybko dotarłem do skrzyżowania, gdzie muszę skręcić na południowy zachód i chwilę później odbijam na północ w las. Trafiam na ślady i po kilku metrach dostrzegam lampion na skraju bagienka, przy niewielkim nasypie. Podbijam PK 18.

Ruszam dalej. Nie! Zawracam. Następny punkt jest na północ, ale lepiej dotrzeć do przecinek na północny wschód. Sprawnie docieram przez las do drogi, nie jestem do końca pewny, która to jest droga, ale kierując się raz na północny zachód a potem na północny wschód wybiegam na główną drogę. Mijam rozwidlenie i doganiam Kasię, Marcina i Kokosa.

Poznaję to jeziorko. Rok temu razem z Kamilą i Szymonem przedzieraliśmy się przez labirynt zarośli na jego brzegu w poszukiwaniu lampionu. Tym razem PK 11 mamy szukać przy ambonie i chociaż widzimy dwie ambony, to kierujemy się na tą bliżej jeziorka. Ambona znajduje się na wzniesieniu, więc tym razem mamy suchą drogę do punktu. Podbijamy PK 11.

- Znam skróty - proponuję Kasi i Marcinowi i pokazuję na północ.

Trzeba dojść do ulicy, zaznaczonej na mapie i dalej prosto do miejscowości Miluki. Robię jeszcze dwie fotki.

Kasia i Marcin

Kokos pozuje do zdjęcia jak gwiazda filmowa. Pstryk!

Kasia, Marcin i piesek

Zostawiam całą trójkę w tyle i idę co raz bardziej zarastającą drogą na północny zachód. Pamiętałem początek tej trasy, jak rok temu szliśmy tędy trochę zarośniętą drogą i doszliśmy do ulicy. Może nie jest tak, jak rok temu, ale idę szybkim tempem i dochodzę do leśnej drogi. Biegnę po drodze na zachód, ale po chwili orientuję się, że droga odbija na południe, a ulica jest na północ, więc ruszam w las na północny zachód. W końcu słyszę przejeżdżający po ulicy samochód i po chwili wychodzę na ulicę. Nie było tak źle.

Gdy po zawodach zobaczyłem ślad GPS Kasi, to nie wiem czy ja będę mógł im pokazać się na oczy. Kasia i Marcin po naszym rozstaniu odbili gdzieś na południe i doszli na około do głównych przecinek wiodących przez las. Niepotrzebnie wprowadziłem ich w trudny teren.

Ja dobiegam ulicą do miejscowości Miluki. Rozglądam się za lampionem (opis punktu: leśniczówka - bufet). Miało być ognisko, ale nic nie widzę. Po chwili zauważam lampion na skraju łąki przed ciągnikiem z naczepą. Wbiegam w drogę, a tam zawodnicy i organizatorzy schowania za tym wielkim ciągnikiem z naczepą. Budowniczy trasy - Piotr Kwitowski twierdzi, że to przypadek. Podbijam PK 17 z bufetem.

Rzeka Ełk

W chwili mojego przybycia, dwie zawodniczki wyruszyły w dalszą drogę. Były to te same dziewczyny, które już wcześniej spotkałem, gdy błądziłem w poszukiwaniu czwórki. Jedna w czarnej kurtce, a druga w biało-fioletowej z całkiem pokaźnymi szaro-zielonymi plecakami (drużyna fioletu). Ja przepakowuję sobie batoniki do przednich kieszonek. Piję kilka łyków czegoś "na wzmocnienie" od Wiechora. Poświęcam jeszcze około 5 minut na rozmowy i wyruszam dalej. Biegnę sprawnie wzdłuż ogrodzeń gospodarskich do drogi. Skręcam na południe i biegnę wyprzedzająca jeszcze kilka grup zawodników. Gdy docieram nad brzeg rzeki Ełk, już w oddali widzę jedną grupę podbijającą punkt, a druga dopiero schodzi na piaszczysty brzeg rzeki.

rzeka Ełk i PK 9

Zawodnicy podbijają PK 9

Jestem tuż za nimi. Szybko podbijam punkt i rozglądam się. Patrzę na mapę i nie mogę się zdecydować. Rozglądam się i wydeptuję biały śnieg w jedną stronę i w drugą. Powrót na około jest szybki, ale przez rzekę jest jeszcze krócej. Przecież nie jest głęboka. Oczywiście nie widzę całego dna, bo rzeka jest szeroka na kilka metrów.

Ku zaskoczeniu zawodników podbijających punkt, wchodzę z pluskiem do wody i idę przez rzekę w najszerszej jej część. Stwierdziłem, że w najszerszym miejscu będzie najpłycej. Dno rzeki pokryte jest kamykami, ale im bliżej środka tym kamienie są większe i jest coraz głębiej. Do szedłem blisko połowy i woda poniżej kolan, ale w tym momencie na mojej drodze pokazały dwa olbrzymie podwodne głazy, a dno usiane było mniejszymi i większymi kamieniami tak, że musiałem ostrożnie stąpać, bo wyginało nogi na prawo i lewo. Balansowałem rękami aby utrzymać równowagę, jakbym szedł po linie. Dałem większy krok pomiędzy głazami i już byłem zanurzony powyżej kolan. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że woda jest naprawdę zimna. Jeszcze tylko kilka metrów do brzegu. Coraz głębiej. Jest zimno. Woda po uda. Wytrzymaj Wojtek! Doszedłem do brzegu, ale ten brzeg jest bardzo stromy. Jestem tuż przy brzegu, ale zanurzony po kolana. Wbijam nogę w osypującą się skarpę czarnej ziemi i z wielkim wysiłkiem wyciągam się z wody na brzeg. Telepie mnie z zimna. Wielkimi wysiłkiem robię fotkę rzeki oraz zawodnikom po jej drugiej stronie.

Po drugiej stronie rzeki Ełk

- W porządku? - Pada pytanie z drugiego brzegu.

- Tak! - Odkrzykuję.

Ruszam przed siebie, aby tylko iść i rozgrzać się. Idę przez las. Nie ma wiatru. Mam mokre buty i leginsy do wysokości ud. Manewruję przez zarośnięty las. Już widzę drogę. Wychodzę. Biegnę. Jest dobrze - rozgrzewam się. Muszę biec. Widzę jak zamarzają mi buty. Na powierzchni tworzy się szklista błyszcząca skorupa. Na drodze mijam drużynę fioletu. Dziewczyny idą w przeciwnym kierunku. Ja skręcam w pole i biegnę wprost na PK 22. Po śladach łatwo odnajduję punkt na otwartej przestrzeni. Opis - rozwidlenie. Podbijam PK 22. Zawracam do drogi by pobiec na następny punkt. Jest mi jeszcze zimno, ale biegnąc rozgrzewam się.

Labirynt na mokradłach

Gdy przeciąłem już pierwszą drogę, zmieniłem zdanie i wróciłem na tą pierwszą drogę. Przypomniało mi się jak rok temu robiliśmy tą trasę i stwierdziłem, że łatwiej będzie znaleźć punkt od północy, więc biegnę drogą przez las. Mijam skrzyżowanie. Wybiegam z lasu. Mijam linię energetyczną, która zaznaczona jest na mapie, więc ułatwia orientację. Przede mną olbrzymia połać krzaczorów bagiennych. Są wyższe ode mnie, więc nie widzę więcej jak na kilka metrów przede mną. Są ślady, ale dokąd prowadzą? Przedzieram się na południe. Muszę iść na południe, aż będę widział las po mojej lewej stronie. Na szczęście już w oddali widzę ten las, więc mogę w ten sposób kontrolować dystans i kierunek. Docieram do jakiegoś małego jeziorka. Na mojej drodze wśród tych gęstych chaszczów pojawiają się kanały. Z lewej słyszę głosy. To dziewczyny (drużyna fioletu). Ja wszedłem na jakąś groblę pomiędzy kanałem a jeziorem. Kanały tworzą labirynt. Nie łatwo jest przejść przez nie, bo chociaż wody może być niedużo, ale jestem pewien, że dno jest zamulone po kolana lub nawet wyżej. Wszędzie gałęzie albo całe zwalone drzewa. Próbuję jakoś przedostać się na zachód, bo tam spodziewam się punktu. W końcu dostrzegam lampion na brzegu drugiego jeziora po drugiej stronie szerokiego na około 2 metry kanału. Teoretycznie do przeskoczenia, tylko nie ma miejsca na rozbieg. Dostrzegam możliwe przejście w oddali. Idę w tym labiryncie kanałów. Przeskakuję rów i już spokojnie podchodzę pod lampion. Podbijam PK 6.

Robię fotki jak dziewczyny trudzą się do punktu.

Punkt przy brzegu zachodniego bajora

Dwie zawodniczki przed PK 6

Górki

Jestem pewien, że dziewczyny dadzą radę dostać się do punktu. Ja przedzieram się na zachód. Dochodzę do linii energetycznej i wzdłuż linii biegnę na następny punkt. Z naprzeciwka biegną Tomasz Duda, a za nim Łukasz Siejko. Mijamy się.

Jedna górka, potem kolejna i jeszcze jedna, aż w końcu wpadam do wąwozu, gdzie dostrzegam lampion. Podbijam PK 16 i dopiero teraz zebrałem wszystkie punkty z pierwszej (wschodniej) mapy. Nawet nie wiem czy to połowa mojej trasy, a jest już 12:41 i dzień jest krótki. Muszę wziąć poprawkę na moje błądzenie.

Teraz idę przez pola do ulicy, aby po tamtej stronie znaleźć drogę do lasu z kolejnymi punktami. Na otwartej przestrzeni trochę wieje od zachodu, ale jest całkiem znośnie. Przecinam ulicę i dochodzę do drogi. Na drodze mijam się z kolejnym zawodnikiem. Mijam zabudowania gospodarcze wioski i biegnę w stronę lasu. Kieruję się na wyczucie. Widzę wiele różnych śladów rozchodzących się w różnych kierunkach. Wchodzę do lasu. Poznaję ten las - błądziliśmy tu rok temu. Idę na południowy zachód, ale sam dokładnie nie wiem jak namierzyć się na punkt. Coraz trudniej dopasować mi teren do tego co mam na mapie. Przechodzę przez stromy wąwóz i wychodzę na skraj lasu. Wycinka. Kilka metrów na północ zawodnicy, postanawiam, że zapytam czy mają punkt.

- Tak. Idź tam po śladach i przy ściętych gałęziach musisz zejść w dół.

Wszędzie widzę ścięte gałęzie. Trudno cokolwiek dopasować, ale chciałbym wyjść na skraj lasu, bo z mapy wynika, że punkt jest na skraju lasu. Schodzę w dół po jakichś śladach. I niespodziewanie dostrzegam całą gromadę zawodników skupionych w wąwozie w pobliżu lampionu.

punkt w wąwozie

narada

przy PK 25

Podbijam PK 25 (między górkami) i ruszam na następny punkt.

Jakoś niefortunnie wybrałem drogę na północ. Chciałem iść na zachód, a punkt jest na południowym zachodzie. W końcu znalazłem jakąś drogę, która wiedzie na południowy zachód, ale zupełnie nie pasuje do żadnej z dróg zaznaczonych na mapie. Czy ja znowu zgubiłem się?

Udało się! Wyszedłem na ulicę. Nie jestem pewien swojego położenia, ale idę na południowy zachód przez wyrobisko. Znajduję nawet ślady zawodników. Wdrapuję się po skarpie na górę i zbiegam do drogi. Biegnę drogą dalej na południowy zachód. Jest całkiem nieźle. Szybko docieram w pobliże PK 10 ukrytego mocno w gęstych krzakach i głębokim dołku w miejscu fundamentów nieistniejącego już domu.

fundamenty budynku w krzakach

Jego znalezienie ułatwiała mi grupa zawodników wychodząca z tego miejsca. Dół jest tak głęboki, że muszę przytrzymać się kikuta suchego drzewka, aby tam zejść. Trzask! Na szczęście wylądowałem na nogach. Wyrzucam drąga, już nie ma kikuta do przytrzymania się przy wychodzeniu. Podbijam PK 10 (ruiny).

Biegnę drogą na zachód, ale po chwili droga ucieka na południe, więc skręcam w las i idę na przełaj. Przechodzę górkę i wychodzę na otwartą przestrzeń. Czujnie rozglądam się w poszukiwaniu punktów orientacyjnych. Idę prosto na zachód i nie bardzo mam pomysł jak zlokalizować następny punkt. Nie mogę odnaleźć dróg z mapy, ani linii energetycznej, zalesienie też nie bardzo pasuje do tego co jest na mapie, z ledwością dopasowuję górki oznaczone na mapie do tego co widzę w terenie.

Dostrzegam przed sobą równinę, za którą jest pasmo górek. To może być to miejsce. Idę po równinie, a gdzieś po prawej przez górkę przechodzi cała grupka (chyba 10) zawodników w sznureczku. No dobrze to jest jakieś ułatwienie, ale nadal upieram się przy swoim wariancie i nie skręcam w ich stronę. Docieram do kluczowego pasma górek, jeziorek, oczek wodnych i oczek bagiennych. Jest to pasmo górek wysokich na kilka (5 może do 8) metrów, szerokich na kilkadziesiąt (może 30) metrów i długich na około 100 metrów. Widzę jezioro przed sobą, ale nie ma zaznaczonego go na mapie, więc przyjmuję, że jest ono w miejscu oznaczenia mokradeł, a punkt jest za nim.

rozlewisko

Omijam jezioro i podążam na południe, ale przede mną jedno duże rozlewisk, a z drugiej strony górki drugie rozlewisko. To trochę nie pasuje do tego co jest na rozświetleniu. To koniec tego pasma pagórków. Jestem za bardzo na południu i muszę iść na północ. Znowu przyglądam się rozświetleniu, a na nim prawie same poziomice, które zlewają się mówiąc, że tu jest teren mocno pofałdowany - dziękuję! Schodzę kolejno do zagłębień terenowych w poszukiwaniu "skraju bajora" - bo taki jest opis punktu. Jedno miejsce gęstych krzaków, ale lampionu nie widać. Drugie miejsce - tu też są krzaczory i bez punktu. Trzecie - tu mogła by być woda, ale nie ma i koniec. Wychodzę na południowy kraniec pagórkowatej krainy. Nie ma wyjścia muszę zawrócić. Przeszedłem jedno obniżenie terenu i przez górkę, a to niespodzianka, kolejne obniżenie terenu z gęstymi krzakami. Aż tu niespodziewanie zabłysnął lampion. Jest! Podchodzę do skraju bajorka, już szykuję się do podbicia karty startowej, a z przeciwnej strony pojawia się postać w biało fioletowej kurtce.

- Nie uwierzysz kogo ja widzę! - Dziewczyna krzyczy do swojej koleżanki, która jeszcze jest gdzieś za górką.

Podbijam PK 7 i od razu uciekam z punktu - po co mam psuć komuś zabawę. Dziewczyny zaraz znajdą punkt.

Mazurski krajobraz

Daleko nie uciekłem. Wmurowało mnie przed ścianą choinek. Szedłem sobie wzdłuż ściany podziwiając ślady zawodników, którzy wbili się w tę gęstwinę wyrosłych świerków. Ja się nie skuszę. Gdy ja szedłem wzdłuż świerkowej ściany, na drodze kilkadziesiąt metrów dalej już pojawiły się dziewczyny. Biegły sobie pewnie śmiejąc się ze mnie po cichu. Ostatecznie spotkaliśmy się w miejscu gdzie moja ścieżka wzdłuż świerkowej ściany wychodziła na drogę. Zrobiłem dłuższą trasę, poświęciłem więcej energii na przebycie trasy, a i tak dałem się dogonić. Chwilę biegniemy razem. Mijamy przejazd kolejowy i przecinamy główną drogę. Dziewczyny robią postój, a ja biegnę dalej.

Niespodzianką jest bardzo czytelne rozjaśnienie okolic następnego punktu czyli PK 2. Szczegółowa mapa z zaznaczoną drogą, jeziorem i kanałami przy których jest punkt o opisie "mostek".

Biegnę sobie drogą, po lewej pojawia się jezioro, po chwili ścieżka śladów schodzi z drogi w gęstwinę po prawej, więc podążam nią. Bez problemu docieram do połączenia kanałów. Podbijam PK 2.

lampion na brzegu kanału

Nie spodziewałem się możliwości przejścia na drugą stronę tego szerokiego i pewnie głębokiego zamulonego kanału łączącego jeziora. Przez chwilę pomyślałem o przejściu na drugą stronę kanału przez zwaloną ponad rzeką brzozę. Już tak kiedyś robiłem. Jednak zdając sobie sprawę z trudności takiego przejścia i widząc te chaszcze po drugiej stronie, a dodatkowo na mapie kolejne kanały, zrezygnowałem. Do następnego punktu dotrę okrężną drogą.

Wracam do drogi, która biegnie na południe wzdłuż jeziora. Podziwiam domek na malutkiej wysepce na jeziorze. Biegnę przez wioskę Bienie. Skręcam na łąki, biegnę przez pagórek w dół do kanału wzdłuż którego idę przez chwilę, by wyjść po drugiej stronie. Punkt powinien być gdzieś tu. Opis punktu - "w domu". Rozglądam się, ale ja nie widzę żadnego domu. Robię kilka kroków i zza rozłożystej młodej sosny wyłania się mały zrujnowany domek z garażem jako parter. Zaglądam do środka. Sufit sypie się. Zza płyt wystaje stara szklana wata. Okien brak. W oczy rzuca się pomarańczowy napis na ścianie "BIESIADA CZEKA!". Jest lampion. Podbijam PK 15.

Teraz idzie mi całkiem nieźle. Sprawnie zdobywam kolejne punkty, ale słońce coraz niżej, a do mety daleko. Biegnę gdy tylko jest możliwość. Cały czas muszę uważać aby nie odnowić kontuzji, gdy pod koniec września skręciłem kostkę na zwykłym niedzielnym treningu po lesie.

Idę na południe. Docieram do drogi. Przed sobą mam długie jezioro Sunowo, które muszę ominąć. Biegnę kamienistą drogą w miejscowości Lepaki Małe już pojawia się asfalt. Dobiegam do Judziki. Wybiegam na główną ulicę, aby po chwili skręcić w małą uliczkę. Zajadam kolejnego batona, muszę jakoś zmotywować się do wysiłku. Doganiam zawodnika z psem. Skręcamy w polną drogę. Słońce już zaszło.

zachód słońca

Zbiegam prostą drogą do obniżenia w którym przechodzi kanał, a tu spotykam kolejnego zawodnika, który już wyciąga latarkę. Robi się coraz ciemniej. Lampion całkiem nieźle schowany za kępą przy drzewie. Słabo widoczny z drogi, ale oczywiście wydeptane ślady zdradzają go, ale to nie wyklucza tego, że można stracić czas na jego szukanie. Ja nie daję się nabrać i szybko podbijam PK 3, a za mną zawodnik z pieskiem.

Piwnica

Biegnę dalej na południe. Następny punkt za torami kolejowymi. Droga, lasek, pole, kanał i są tory kolejowe. Rozglądam się. Nic nie jedzie. Przechodzę. Już chciałem szukać punktu, ale zorientowałem się, że to za wcześnie. Wyciągam czołówkę z plecaka i zakładam na głowę. Nie chcę ryzykować, że przegapię lampion. W oddali widzę czyjeś światło poszukujące punktu i kieruję się w tamtą stronę.

Opis punktu "wejście do piwnicy". Zlokalizowałem jakieś fundamenty. Zaglądam - nie ma. Patrze na wydeptane ślady. Prowadzą do kolejnych fundamentów po budynku. Jest całkiem głęboko - może na metr. Na dnie do krzaczka przyczepiony jest lampion. W ten sposób ukryty widoczny jest tylko z krawędzi tego dołka. Podbijam PK 14 i szybko uciekam z punktu. Jestem zwolennikiem nie podpowiadania innym zawodnikom, jeżeli nie proszą o podpowiedź. Znalezienie samemu punktu jest dużą satysfakcją. Tym razem inni zawodnicy pomimo wszechobecnych śladów nie mogli łatwo znaleźć punktu. Dwie osoby wracały, bo poszły za daleko. To były światła, które widziałem wcześniej. Zawodnik, który był tuż za mną, zatrzymał się przy tym dołku gdy podbijałem punkt, ale przeoczył go o 2 lub 3 metry i poszedł dalej. Gdy już wyszedłem z dołka otoczonego fundamentami zapytany odpowiedziałem:

- Znalazłeś punkt?

- Tak.

- Gdzie jest?

- Jest za tobą.

Nie czekałem, aż znajdzie, ale oddalając się zauważyłem, że po chwili wszyscy już znaleźli punkt.

zmierzch

Droga na około

Biegnę na południe. Droga, ulica, Rękusy. Przecinam główną ulicę i przechodzę przez wioskę. Pełen optymizmu doganiam kolejnego zawodnika. Na końcu ulicy skręcamy w polną drogę i dostrzegamy przed nami jeszcze trzech zawodników przechodzących przez wąwóz i wspinających się na strome zbocze góry. Sugeruję się nimi i już wchodzę za nimi, gdy nagle zawodnik, który został na dole krzyknął.

- Tu jest punkt.

Nie potrzebnie wspinałem się na tą stromą górę. Sam nie wiem czy dziękować mu, że podpowiedział, czy zganić, że psuje zabawę ;) Wracamy się i faktycznie przed wąwozem jest cmentarz. Widać stare zniszczone groby chyba z niemieckimi napisami. Lampion przyczepiony za drzewem od strony stromego wąwozu. Podbijam PK 24.

Wyprzedzam pozostałych i biegnę na wschód łąkową drogą. Dobiegam do utwardzonej drogi, pomyliłem drogi. Zawracam. W tej chwili grupka dogania mnie, ale mam szybsze tempo. Idziemy pod górkę, ale gdy droga wyrównuje się, biegnę dalej. Mijam 3 zawodniczki idące z kijkami. Dobiegam do wioski Szarek. Doganiam kolejnego zawodnika. Mijamy się na wzajem przez kawałek drogi, ale wyprzedzam. Teraz idziemy na PK 1 opisany jako "cmentarz (za krzyżem)". Już przy ulicy jest drogowskaz na cmentarz. Po kilku metrach zaczynają się schody na wysoką górę. Jest to cmentarz z czasów I Wojny Światowej. Na górze jest kamienny murek i wysoki na kilka metrów drewniany krzyż. Za nim przywieszony jest lampion. Podbijam PK 1.

Mam już wszystkie punkty z tej mapy. Zostało jeszcze aż 2 punkty z małej mapy oraz łącznie kawał drogi do przebycia do bazy. Patrząc na mapę wydaje się, że do bazy jeszcze bardzo daleko. Jednak skala mapy 1:25000 oznacza, że 1 cm na mapie to 250 m w terenie. Czyli jest bliżej niż się wydaje. Jednak teraz w nocy gdy już o wiele mniej widać trudniej się nawiguje.

Znów bezmyślnie zacząłem wracać tymi samymi schodami, gdy pomyślałem, że może być lepsze zejście od razu na wschód. Zawróciłem. Schodzę stromą ścieżką na wschód. Dobiegam do drogi i bez namysłu biegnę licząc, że znajdę jakieś skróty drogami przez pola. Zostawiłem innych z tyłu. Przez cały czas biegnę ulicą, która nie jest dokładnie prosta idzie głównie na wschód, ale nie mogę znaleźć żadnej drogi, która poprowadziła by na południe, czyli na skróty. Dobiegam do skrzyżowania z główną drogą i jakimś cudem liczę na to, że jestem blisko mostku oraz drogi na południowy wschód, ale po chwili biegu na zachód przekonuję się, że zrobiłem długi zygzak i mam jeszcze kawałek drogi do mostku.

Biegnę ulicą. Mijają mnie samochody. Biegnę, ale moja czołówka zaczyna mrugać sygnałami ostrzegającymi o wyczerpującym się akumulatorku. Na widnokręgu zauważam innych zawodników, którzy znaleźli skróty i idą przez pola. Gdy latarka mruga już drugi raz, zatrzymuję się, aby wymienić akumulatorek, bo nie chcę robić tego po ciemku. Zdejmuję kurtkę. Jest zimno. Pod kurtką mam plecak z bukłakiem, aby woda w rurce nie zamarzła. Z 2 litrów wody zostało mi trochę mniej niż litr. Znajduję zapasowy akumulatorek (a w bazie myślałem, żeby go nie brać) i sprawnie wymieniam po ciemku akumulatorek. Takie rzeczy trzeba mieć wyćwiczone. Dobrze, że nie padało, bo styki akumulatorka muszą być suche. Biorę kolejnego batonika. Nie chowam już plecaka pod kurtkę, tylko na zewnątrz. Nawet jeżeli rurka zamarznie, to już wytrzymam bez wody do bazy.

Idę w towarzystwie zawodnika, który przeszedł na skróty. Za nami są następni zawodnicy. Nie korzystam ze skrótów. Idę ulicą aż do skrzyżowania, a potem w prawo. Mijam las, chociaż nie ma go na tej starej mapie. Teraz muszę znaleźć punkt na skraju zielonej plamy, czyli na skraju lasu. Opis - "początek kanału". Sugeruję się śladami. Przechodzę kanał i idę wzdłuż niego na zachód. Nie ma lasu, pozostały tylko kikuty drzew w miejscu gdzie powinien być las. Domyślam się, że ten zielony teren to raczej bagno. Może jest osuszone przez kanały. Mijam wydeptaną ścieżkę i idę dalej. Jest zbyt ciemno, aby rozeznać jak daleko do końca tego lasu na bagnie. Dochodzę do końca - jestem za daleko, a razem ze mną jeszcze jeden zawodnik. Wracamy. Skręcamy w wydeptaną ścieżkę i przy wielkich kręgach na studnię znajdujemy lampion. Podbijamy PK 8.

Jezioro Żabie Oczko

Jest już po 17 godzinie. Przebyłem ponad 50 km. Jestem ponad 9 godzin w trasie. Do końca został ostatni punkt i baza. Biegnę ulicą. Dobiegam do rzeki Ełk. Tym razem przeprawiam się mostem. W miejscowości Barany zbyt wcześnie skręcam w prawo i nadkładam drogi. Dodatkowo zwolniłem aby dokładniej porównać teren do tego, co kiedyś było w tym miejscu, ale zostało już tylko na mojej starej mapie. Gdzie ja jestem?

Ślepa uliczka. Znowu ślepa uliczka. W końcu jest właściwa uliczka na południowy wschód. Przebiegam tory kolejowe i wbiegam w las. Wypatruję jeziora Żabie Oczko. Jest. Idę ścieżką przy brzegu jeziora po wydeptanych śladach. Gdy jestem już na północnym brzegu jeziora, odbijam aby znaleźć punkt gdzieś w lesie. Punkt powinienem znaleźć u podnóża górki. Chybiłem. Przestrzeliłem. Cofam się do jeziora aby oszacować jak najdokładniej swoje położenie na podstawie krzywizny brzegu jeziora.

jezioro nocą

Po drugiej stronie jeziora wiedzę światła latarek innych zawodników. Idą tą samą ścieżką. Wracam się wzdłuż brzegu jeziora i znowu odbijam na północ. Wchodzę na górkę. Z góry znowu widzę światła latarek innych zawodników. Oddalają się, jestem pewien, że znaleźli już punkt. Schodzę z górki i rozglądam się. Obchodzę ją. Mam ostatni punkt! PK 21.

Do mety

Z góry dostrzega mnie inny zawodnik. Szybko dziurkuję perforatorem kratkę nr 21 na mojej karcie startowej i bez namysłu podążam wydeptaną ścieżką na wschód. Przedzieram się przez krzaczory. Idę wzdłuż ogrodzenia. W oddali już słyszę samochody przejeżdżające ruchliwą ulicą nieopodal. Wychodzę na leśną drogę. Biegnę na północ. Teraz już prosto do bazy. Gonię innych zawodników przede mną. Na rozwidleniu skręcili w lewo. Nie chcieli iść ruchliwą ulicą i wahają się którędy iść. Ja biegnę dłuższą drogą przez las. Nie zawracam. Biegnę co tchu i staram się obrać jak najlepszą drogę na koniec. Przebiegam tory kolejowe. Dobiegam do ulicy Baranki. Jestem w Ełku. Biegnę wzdłuż ulicy. Poznaję już to skrzyżowanie. Teraz w lewo i prosto do Szkoły Podstawowej nr 3, gdzie znajduje się meta.

Podsumowanie

Jest 18:13 gdy przecinam linię mety. Spędziłem w trasie 10:13:10 i zakwalifikowałem się na 41 pozycji. Mój wynik jest mocno przeciętny jak na bardzo dobre warunki terenowe i pogodowe tego dnia, ale moje wtopy mocno przyczyniły się do takiego rezultatu. Jest to mój piąty start w tej imprezie. Startowałem w latach 2016, 2017, 2018 na trasie TP100 oraz 2024 i 2025 na trasie TP50. Trasa i zawody bardzo fajne. Polecam.

zapozowałem przed tablicą w Ełku

Ślad na mapie Ełcka Zmarzlina 2025 TP50

Zewnętrzne linki

Mój ślad zarejestrowany na zawodach można zobaczyć na stornie Strava i Sports Tracker. Wgrałem również ślady na wirtualny wyścig 3drerun, chociaż mapa jest słabo skalibrowana. Zdjęcia z zawodów można zobaczyć na stronie Mosiru w Ełku.